poniedziałek, 9 czerwca 2014

Rozdział 34

Hej :)
Przepraszam za przerwę, ale zbliża się koniec roku więc chcę podwyższyć swoje oceny. Do tego miałam trochę pracowity tydzień, mam nadzieję, że mi wybaczycie. Z powodu tego, iż jest to przedostatni rozdział Wordlessa, podaję Wam link do mojego nowego fanfiction, jakim jest Motionless. Zapraszam bardzo serdecznie!
PS przypominam też, że ilość komentarzy również decyduje o czasie dodania(:


Melanie

Otworzyłam leniwie oczy i przetarłam je dłońmi. Na dobrą sprawę spałam może 2-3 godziny? Spojrzałam na puste miejsce koło mnie, które zazwyczaj zajmował on. Dziś było tam tylko zimne prześcieradło. Nie wyobrażam sobie tego, że go nie ma. Nie patrzy na mnie tymi swoimi zielonymi, inteligentnymi oczami i nie bawi się moimi włosami. Nie całuje mnie i nie zasypia obok mnie. Nic. Wielkie nic. Wciąż nie umiałam racjonalnie wyjaśnić tego, jak to możliwe, że w ogóle zakochałam się w kimś tak mocno, że aż mnie to boli w tak krótkim czasie. Codziennie myślałam o tym co robi, wstydziłam się napisać pierwsza i zastanawiałam się, czy on myśli tak dużo o mnie, jak ja o nim. Cała nasza znajomość była jak najwspanialszy sen, jednak w kilka chwil zniknął jak pękająca bańka mydlana. Jak ja sobie poradzę bez niego? Cholera, był jedynym z niewielu powodów mojej radości. Przed poznaniem go, nie zdawałam sobie sprawy jak nieszczęśliwa byłam. Przeraża mnie myśl tego, że znowu będę smutna, bo jego nie będzie już w moim życiu.
Uśmiechnęłam się gorzko i sięgnęłam po telefon. Zero wiadomości, zero nieodebranych połączeń. Z jednej strony uspokoiło mnie to trochę, ale na pewno nie poprawiło humoru. Wciąż leży na OIOM-ie podłączony do tych wszystkich maszyn trzymających go przy życiu. Podniosłam się do pozycji siedzącej i przejechałam dłońmi po zmęczonej twarzy. Po trzech dniach Louis namówił mnie, abym pojechała do domu i odpoczęła. Ale jak mam odpocząć, gdy wszystko przypomina mi jego? Nawet rzeczy niezwiązane z nim. To chore, ale wszędzie widzę nas. Niepewnie wstałam i skierowałam się do kuchni po szklankę wody. Oparłam się o blat i przyłożyłam szkło do ust. Spojrzałam na zegar na ścianie, który wskazywał parę minut po 6.00. Wpatrywałam się w ścianę, bez większego celu i  popijałam małe łyki napoju. Ciszę przerwał dzwonek mojego telefonu, gdy zdałam sobie sprawę, że to może być TEN telefon, upuściłam szklankę na ziemię i nie zważając na pobite szkło pobiegłam w kierunku mojego pokoju. Jak się nie myliłam na wyświetlaczu pojawiło się imię Louisa. Z szybko bijącym sercem kliknęłam zieloną słuchawkę.
-Słuchaj Mel, przepraszam, że tak wcześnie...
-Coś mu się stało?-przerwałam w połowie jego wypowiedzi, gdyż nie mogłam znieść napięcia.
-Co? Nie nic mu nie jest...To znaczy no wiesz, nie gorzej niż wczoraj-na te słowa kamień spadł mi z serca. Żyje. Spokojnie odetchnęłam z ogromną ulgą i opadłam na łóżko.
-Więc...Czemu dzwonisz?
-Nie chcę cię jakoś wykorzystywać, zwłaszcza zważając na porę dnia, ale naprawdę muszę iść się przebrać i wziąć prysznic, bo jakaś urocza dziewczynka wylała na mnie całą swoją zupę. Nie chcę ci robić problemu, ale wiem, że chciałaś żebym tam był, ale kurde ta zupa była gorąca, a chłopaki są w hotelu. Cholera, kto je zupy o szóstej nad ranem?
Zaśmiałam się tylko. Najwidoczniej niezależnie od godziny Louis był dokładnie tak samo rozgadany. Jego wesoły głos, nadzieja i przede wszystkim wsparcie, które dawał każdemu z nas powodowały, że cała ta sytuacja nie była dla mnie aż tak okropna, jak w rzeczywistości była.
-Louis, nie ma problemu, za pół godziny będę, możesz spokojnie pojechać do hotelu.
-Dzięki Bogu-odetchnął.-Nienawidzę pomidorówki, ugh. To moja ulubiona koszulka...
-Do zobaczenia, Louis-uśmiechnęłam się do słuchawki.
-A tak, tak, do zobaczenia.
-Dzięki za telefon.
-Nie ma za co, słońce-powiedział po czym się rozłączył.
Po jakiś 40 minutach znalazłam się na oddziale intensywnej terapii. Machnęłam do Lindy, pielęgniarki, która wpuściła mnie na chwilę do środka. Nienawidziłam faktu, że nie mogę z nim siedzieć cały czas, a zaledwie kilka minut w ciągu dnia. Zdjęłam płaszcz i usiadłam na plastikowym krześle koło łóżka. Spojrzałam na spokojną twarz Harry'ego. Przejechałam dłonią po policzku chłopaka, po czym chwyciłam jego zimną dłoń. Ciszę w pomieszczeniu przerywały miarowe piknięcia. Kiedy razem leżeliśmy na kanapie w jego domu, bicie serca było przyjemniejszym dźwiękiem niż teraz. Mimo to, dziękowałam Bogu, że w ogóle mogę je słyszeć.
-Jesteś idiotą, wiesz? I egoistą. Jak można rozkochać w sobie dziewczynę tak mocno w ciągu kilku miesięcy, a potem wylądować w szpitalu w ciężkim stanie, z powodu niewinnej operacji? Wiem, że mnie słyszysz, więc po prostu się obudź, okej?-wiedziałam, że to niemożliwe by nagle po prostu wstał i to chyba spowodowało łzę na moim policzku.-Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie i to chyba najbardziej mnie denerwuję. Boję się też tego, że ty wyobrażasz sobie beze mnie. Odkąd cię poznałam nie myślę o niczym innym tylko tym co robisz i co myślisz. Cały czas mi ciebie brakuję. Nigdy nie kochałam kogoś tak bardzo jak ciebie-pociągnęłam nosem i otarłam kolejne łzy.-Co ty ze mną zrobiłeś, Styles?-szepnęłam i spojrzałam na jego twarz. Chciałabym móc nie martwić się cały czas. Chciałabym umieć żyć bez nie go, ale nie umiem i nawet nie chcę sobie tego wyobrażać.
Usłyszałam odchrząknięcie, na co lekko podskoczyłam. W drzwiach zobaczyłam pana Blackbowa.
-Wiesz, że nie powinnaś tu być-bardziej stwierdził, niż zapytał.
-Wiem, przepraszam już idę-pociągnęłam nosem i wzięłam torbę z krzesła. Ominęłam mężczyznę, jednak zatrzymałam się w drzwiach i odwróciłam się.
-Kiedy on się w końcu obudzi?-spytałam głupio mimo, że znałam odpowiedź.
-Nie wiem. To kwestia dni, miesięcy...-skinęłam tylko głową i już miałam wyjść, jednak zatrzymałam się na dźwięk głosu profesora.-Jeśli się obudzi może mieć problemy z pamięcią.
-P-proszę?-zignorowałam słowo 'jeśli', gdyż bardziej przerażała mnie druga część zdania.
-Podczas reanimacji, jego mózg nie był dotleniany przez dłuższy czas, może mieć problemy z rozróżnieniem teraźniejszości i przeszłości.
-Ale to krótkotrwałe, tak?
-Mam nadzieję, ale nie jestem pewny. To dziwny przypadek, naprawdę.
Siedziałam w kawiarni szpitalnej popijając kawę zbożową i zagryzając kanapką przygotowaną przez Sheilę, kucharkę. Pierwszy raz widziałam w oczach Blackbowa przejęcie i nie wiem czy był to dobry znak. Jego obojętność była wynikiem pewności siebie, której teraz widocznie mu brakowało. Zegar na ścianie wskazywał godzinę 9.37 rano. Chciałabym móc teraz popływać. Rozładowałabym się. Ale pewnie przepłynęłabym basen, po czym wróciłabym do szpitala, bojąc się o Harry'ego. W życiu nikt nie przeszkadzał mi w pływaniu, a teraz chłopak ze szmaragdowymi oczami robi to nawet nieświadomie. Pociągnęłam łyk napoju, gdy do baru wszedł Liam. Zobaczył mnie i posłał mi lekki uśmiech. Nie rozmawialiśmy od trzech dni. Nie mam pojęcia czemu. Wysiliłam się na uśmiech, gdy brunet zajął miejsce koło mnie popijając kawę. Lubiłam go, ale naprawdę w obecnej sytuacji mało kto/co umiało sprawić, że się uśmiechałam.
-Co tam u niego?-zagadał.
-To samo, co wczoraj-westchnęłam. Zapanowała cisza, którą oboje przerwaliśmy w jednym momencie.
-Mów pierwsza-powiedział.
-Blackbow powiedział mi, że jeśli Harry się obudzi, może mieć problemy z pamięcią.
-Ale chwilowe, tak?-spytał, na co wzruszyłam ramionami i poczułam kolejne łzy. Co jeśli on...?-Wszystko będzie dobrze, okej? Styles zawsze jest szczęściarzem-uśmiechnął się i położył dłoń na moim ramieniu.-Jego mama jutro przylatuje.
-Anne?
-I Gemma-dodał, na co skinęłam tylko głową. Do stołówki po chwili wbiegł Niall.
-Coś się dzieję-powiedział, a ja nie umiałam wyczytać czy było to negatywne czy pozytywne. Poderwaliśmy się z miejsca i po prostu zaczęliśmy biec, modląc się w duchu by było to coś dobrego.