piątek, 29 sierpnia 2014

Wattpad

Hej :) Mimo, że mój laptop wciąż nie działa, postanowiłam nie siedzieć bezczynnie. Otóż zaczęłam nowe fanfiction z Louisem, ''Anielska Gra''. Nie wiem czy w ogóle ktoś jeszcze chce dalej czytać moje opowiadania, jednak jeśli są chętni to zapraszam do odwiedzenia mojego profilu.
#muchlove
@wiggleash

piątek, 11 lipca 2014

Epilog

No i doszliśmy do końca ''Wordless''. Nie ma słów, którymi mogłabym podziękować wszystkim, którzy czytają. Ponad 116 tysięcy wejść, 104 obserwatorów, 729 komentarzy...Po prostu wow. Nie mogę uwierzyć, że aż tyle osób chce czytać moje wypociny. Dziękuję wszystkim, którzy mnie wspierali, byli od początku, jak i później. "Wordless" jest pierwszym moim 'poważnym' blogiem i pierwszym, który w całości skończyłam. Czuję się trochę jak matka dziecka, które opuszcza dom. Chciałabym Was wszystkich wyściskać! Dzięki, że wytrzymywaliście moje kaprysy, gdy miałam brak weny i czekaliście. To znaczy dla mnie naprawdę wiele. Pamiętam jak zaczynałam pisać to opowiadanie jak wczoraj, a dzisiaj je kończę.
Jeśli ktoś stąd nadal chciałby poczytać "coś mojego" to zapraszam na linki poniżej. Dziękuję jeszcze raz, jesteście najlepsi! xx

Lakewood (hehe wróciłam)
Planuję już kolejne opowiadania, więc zapraszam na mojego twiterra ((klik)) żeby wiedzieć co i jak :D

#muchlove
@wiggleash

No i po raz ostatni jużMUZYKA

3 lata później...

-To już ostatni-powiedział z wyraźną ulgą w głosie Harry. Spojrzałam na biały karton z napisem ''książki'' i faktycznie była to ostatnia rzecz do wniesienia. Oboje byliśmy już wyczerpani, a to dopiero początek. Mieszkanie było przestronne i praktyczne. Ściany o kolorze kawy z mlekiem w połączeniu z białymi, tworzyły przyjemną atmosferę. Na środku salonu stała już beżowa kanapa i śnieżnobiały fotel. Mały stolik zawalony był naszymi nierozpakowanymi rzeczami. Mimo, że zostało nam jeszcze wiele do zrobienia, już wiedziałam, że będzie nam się tu dobrze mieszkać. Podeszłam do drzwi balkonu, z którego można było dostrzec wspaniałą panoramą Londynu. 
Poczułam dłonie na talii, przez co na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech. Jego usta zetknęły się ze skórą na mojej szyi, jednak przyjemne dreszcze przeszły przez całe moje ciało. Z resztą to zawsze się działo, gdy się dotykaliśmy. 
-Harry, twoja mama zaraz tu będzie-zwróciłam mu uwagę, gdy swoimi pocałunkami zaczął schodzić niżej. 
-Pojechała z twoją odebrać Toby'ego-wybełkotał nie przerywając swojej czynności. Przygryzłam wargę i gwałtownie odwróciłam się w stronę chłopaka. Wpiłam się w jego usta, na co Harry przycisnął mnie do siebie. Oderwałam się na chwilę by spojrzeć w jego oczy. Widziałam w nich dokładnie to samo, co czułam. Troskę, namiętność, zaufanie i miłość. To wszystko wystarczyło mi, bym wyjechała do innego kraju oddalonego tysiące kilometrów od Los Angeles. Teraz tu będzie mój nowy dom i założę go z chłopakiem, którego kocham. Gdy Harry podsunął mi ten pomysł, powiedziałam mu, że jest szalony, ale z dnia na dzień, cały ten plan zdawał się być co raz bardziej realny. Szczerze? Miasto Aniołów skrywało za sobą okropne wspomnienia, więc gdy powiedziałam mamie i Toby'iemu wyglądali na szczęśliwych. Rehabilitacja Harry'ego szła naprawdę dobrze. Wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, że nie będzie mógł już jeździć w trasy, koncertować tak jak za dawnych lat, ale nie chcieliśmy, żeby przyćmiło to szczęście, które poczuliśmy gdy jego mowa wróciła. Po prostu go wspieraliśmy i myślę, że to mu wystarczało. Vic wyjechała do Australii i mimo, że bardzo mi jej brakuje, wiem, że obie jesteśmy teraz tam gdzie powinnyśmy być. Myśląc o tym wszystkim i widząc Harry'ego przed sobą nie mogłabym się nie uśmiechnąć. Chłopak zrobił dokładnie to samo.
-Co jest?-spytał nie odrywając swojego wzroku ode mnie.
Zaśmiałam się, po czym cmoknęłam usta bruneta.
-Po prostu jestem szczęśliwa-odparłam, na co uśmiech Harry'ego jeszcze bardziej się poszerzył. Złapał mnie za uda, na co pisnęłam, a on zaczął się śmiać. Dołączyłam do niego, gdy owinęłam swoje nogi wokół jego bioder. Śmialiśmy się i całowaliśmy na zmianę, aż zabrakło nam tchu. Sprawiał że czułam się dobrze, że zapominałam o problemach, że umiał poprawić mi humor samym spojrzeniem.
Siedziałam na blacie w kuchni, w której nie wiadomo jak się znaleźliśmy trzymając swoje ramiona na jego barkach. 
-Kocham cię-powiedziałam z przekonaniem.
-Ja ciebie mocniej-odparł z uśmiechem gładząc mój policzek. 
I to było wszystko czego potrzebowałam. 

czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział 35

Chciałam tylko przeprosić za zwłokę. Jeśli chodzi o notkę (jeśli kogoś to interesuje haha), to rozpiszę się pod epilogiem :)


Harry

Nie umiałem pozbyć się uśmiechu z mojej twarzy, gdy na nią patrzyłem. Jej śmiech sprawiał, że miało się ochotę żyć. Jej pełne życia oczy, aksamitny głos, długie włosy... Nie wiem, co takiego zrobiłem, że tak cudowna osoba jak ona jest przy mnie teraz i trzyma mnie za rękę.
Słyszałem stłumiony dźwięk fal uderzających o brzeg i czułem smak soli na moich ustach. W środku roznosiło mnie przyjemne ciepło. Spojrzałem na nasze splecione palce. Wciąż tu była. Uniosłem jej dłoń i przyłożyłem ją do moich ust.
-Kocham cię-pierwszy raz w życiu wypowiedziałem te słowa na głos. Nigdy nie czułem czegoś takiego. Chciałbym to wykrzyczeć, tak aby wszyscy wiedzieli. Coś jednak było nie tak. Nie słysząc odpowiedzi, której byłem pewien odwróciłem głowę w jej kierunku.
-Harry, ja...-spuściła wzrok na nasze dłonie, po czym wyplątała swoją.-Ja po prostu... Nie jestem gotowa.
Jej twarz rozmyła się przed moimi oczami i nic nie mogłem na to poradzić. Rozsypała się niczym piasek. Wszystko przysłoniła mgła. Miejsce koło mnie było teraz puste. Tak jak ja. Odeszła. Odeszła z częścią mnie i już nie wróci. To złamało moje serce. Złamało wszystko czym dotąd żyłem.
Minęło trochę czasu. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia ile, ale czułem jakby była to wieczność. Ból, który czułem w klatce piersiowej jest nie do opisania. Sam już nie wiedziałem czy były to łzy bólu czy raczej złości. To jedyne uczucia, które występowały w moim życiu. Żyłem, tak mi się przynajmniej zdawało. Słońce przebijało się przez zasłonięte rolety, przez co stawało się jedynym światłem w pokoju. Chciałbym odnaleźć to światło w moim życiu. Kogoś kto sprawi, że wszystkie ciemności będą jasne. Chciałbym móc po prostu spojrzeć na nią i widzieć w niej moje odzwierciedlenie perfekcji. Kogoś kto będzie przy mnie i samym spojrzeniem sprawia, że wszystko jest jasne jak słońce. Kogoś kto mnie pokocha.
Nie wiem co się działo. Przed oczami miałem obraz jej długich blond włosów, niebieskich oczu i wszystkie wspomnienia, które razem wykreowaliśmy. Zdawały się być prawdziwe. Jak mogła tak długo udawać?
Nie dam rady sam, wiedziałem to. Potrzebowałem kogoś, z tego także zdawałem sobie sprawę. Ale co mogłem na to poradzić, gdy utknąłem w czterech ścianach? Cztery ciemne ściany były moim więzieniem i nie mogłem się z niego wydostać. Nie było żadnych okien, drzwi, niczego. Tylko łóżko i plastikowa, pomarańczowa fiolka w mojej dłoni. Uśmiechnąłem się gorzko i odkręciłem białe wieczko. Gdybym miał opisać co czuję, potrafiłbym to zrobić jednym słowem. Nic.
To wszystko i tak trwało już wystarczająco długo. Nagle poczułem ciepły dotyk czyjejś dłoni na własnej. Złość i ból ustały jak za dotknięciem magicznej różdżki. Przede mną stała brunetka w za dużej białej koszulce, jeansach i brązowymi włosami spiętego w kucyka. Uśmiechnęła się lekko w moim kierunku, a na jej idealnych kościach policzkowych pojawiły rumieńce, gdy spojrzałem w jej oczy. Stała co najmniej metr ode mnie, ale czułem dotyk jej dłoni.
-Nie rób tego-to wszystko co usłyszałem. Potem wszystko stało się jasne.

Melanie

-Harry?-spojrzał na mnie swoimi zielonymi oczami i uśmiechnął się lekko. Chwycił moją dłoń, a ja nie mogłam już powstrzymać łez i uśmiechu cisnącego się na moje usta.
-Mel-szepnął.
-Jesteś idiotą-mówię przez łzy, nie zważając na innych w pomieszczeniu.-Ale cię kocham.
-To dobrze, bo ja ciebie też-dopiero dociera do mnie jego piękny głos, który jakimś cudem odzyskał. Nie mogę pozbyć się banana z mojej twarzy, oraz łez płynących po moich policzkach. -Ej, odzyskałem głos-powiedział po czym wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Dobrze jest mieć tego debila z powrotem-odpowiedział Louis, na co znowu wszyscy się roześmiali. Mimo, że teraz żartują, wiem, że tak naprawdę dopiero kilka sekund temu odetchnęli.
Stałam przy szklanej szybie przyglądając się uśmiechniętemu Harry'emu ze swoją siostrą i mamą. To był zdecydowanie jeden z moich ulubionych widoków. Nie mogłam zostać obojętna, więc moje kąciki ust automatycznie się podniosły.
-Chłopak to szczęściarz i pechowiec w jednym, niespotykane-koło mojego boku pojawił się pan Blackbow. Spojrzałam na mojego wykładowcę i ujrzałam, coś czego się nie spodziewałam. Uśmiechał się. Powróciła jego pewność siebie i było to widać.
-Gratuluję-powiedział i wręczył mi skoroszyt.
-Co to takiego?
-Twoja praca.
Spojrzałam na okładkę na której widniał napis 100%.
-O mój Boże, naprawdę?
Spojrzałam na niego i prawie chciałam go wyściskać, ale on tylko uśmiechnął się w ten swój charakterystyczny sposób.
-Widzimy się na zajęciach. Lubię cię, nie zmarnuj tego-po tych słowach wyszedł, a ja zdałam sobie sprawę z bardzo ważnej rzeczy, o której marzyłam od małego. Jestem szczęśliwa i nic innego się w tym momencie nie liczyło.

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Rozdział 34

Hej :)
Przepraszam za przerwę, ale zbliża się koniec roku więc chcę podwyższyć swoje oceny. Do tego miałam trochę pracowity tydzień, mam nadzieję, że mi wybaczycie. Z powodu tego, iż jest to przedostatni rozdział Wordlessa, podaję Wam link do mojego nowego fanfiction, jakim jest Motionless. Zapraszam bardzo serdecznie!
PS przypominam też, że ilość komentarzy również decyduje o czasie dodania(:


Melanie

Otworzyłam leniwie oczy i przetarłam je dłońmi. Na dobrą sprawę spałam może 2-3 godziny? Spojrzałam na puste miejsce koło mnie, które zazwyczaj zajmował on. Dziś było tam tylko zimne prześcieradło. Nie wyobrażam sobie tego, że go nie ma. Nie patrzy na mnie tymi swoimi zielonymi, inteligentnymi oczami i nie bawi się moimi włosami. Nie całuje mnie i nie zasypia obok mnie. Nic. Wielkie nic. Wciąż nie umiałam racjonalnie wyjaśnić tego, jak to możliwe, że w ogóle zakochałam się w kimś tak mocno, że aż mnie to boli w tak krótkim czasie. Codziennie myślałam o tym co robi, wstydziłam się napisać pierwsza i zastanawiałam się, czy on myśli tak dużo o mnie, jak ja o nim. Cała nasza znajomość była jak najwspanialszy sen, jednak w kilka chwil zniknął jak pękająca bańka mydlana. Jak ja sobie poradzę bez niego? Cholera, był jedynym z niewielu powodów mojej radości. Przed poznaniem go, nie zdawałam sobie sprawy jak nieszczęśliwa byłam. Przeraża mnie myśl tego, że znowu będę smutna, bo jego nie będzie już w moim życiu.
Uśmiechnęłam się gorzko i sięgnęłam po telefon. Zero wiadomości, zero nieodebranych połączeń. Z jednej strony uspokoiło mnie to trochę, ale na pewno nie poprawiło humoru. Wciąż leży na OIOM-ie podłączony do tych wszystkich maszyn trzymających go przy życiu. Podniosłam się do pozycji siedzącej i przejechałam dłońmi po zmęczonej twarzy. Po trzech dniach Louis namówił mnie, abym pojechała do domu i odpoczęła. Ale jak mam odpocząć, gdy wszystko przypomina mi jego? Nawet rzeczy niezwiązane z nim. To chore, ale wszędzie widzę nas. Niepewnie wstałam i skierowałam się do kuchni po szklankę wody. Oparłam się o blat i przyłożyłam szkło do ust. Spojrzałam na zegar na ścianie, który wskazywał parę minut po 6.00. Wpatrywałam się w ścianę, bez większego celu i  popijałam małe łyki napoju. Ciszę przerwał dzwonek mojego telefonu, gdy zdałam sobie sprawę, że to może być TEN telefon, upuściłam szklankę na ziemię i nie zważając na pobite szkło pobiegłam w kierunku mojego pokoju. Jak się nie myliłam na wyświetlaczu pojawiło się imię Louisa. Z szybko bijącym sercem kliknęłam zieloną słuchawkę.
-Słuchaj Mel, przepraszam, że tak wcześnie...
-Coś mu się stało?-przerwałam w połowie jego wypowiedzi, gdyż nie mogłam znieść napięcia.
-Co? Nie nic mu nie jest...To znaczy no wiesz, nie gorzej niż wczoraj-na te słowa kamień spadł mi z serca. Żyje. Spokojnie odetchnęłam z ogromną ulgą i opadłam na łóżko.
-Więc...Czemu dzwonisz?
-Nie chcę cię jakoś wykorzystywać, zwłaszcza zważając na porę dnia, ale naprawdę muszę iść się przebrać i wziąć prysznic, bo jakaś urocza dziewczynka wylała na mnie całą swoją zupę. Nie chcę ci robić problemu, ale wiem, że chciałaś żebym tam był, ale kurde ta zupa była gorąca, a chłopaki są w hotelu. Cholera, kto je zupy o szóstej nad ranem?
Zaśmiałam się tylko. Najwidoczniej niezależnie od godziny Louis był dokładnie tak samo rozgadany. Jego wesoły głos, nadzieja i przede wszystkim wsparcie, które dawał każdemu z nas powodowały, że cała ta sytuacja nie była dla mnie aż tak okropna, jak w rzeczywistości była.
-Louis, nie ma problemu, za pół godziny będę, możesz spokojnie pojechać do hotelu.
-Dzięki Bogu-odetchnął.-Nienawidzę pomidorówki, ugh. To moja ulubiona koszulka...
-Do zobaczenia, Louis-uśmiechnęłam się do słuchawki.
-A tak, tak, do zobaczenia.
-Dzięki za telefon.
-Nie ma za co, słońce-powiedział po czym się rozłączył.
Po jakiś 40 minutach znalazłam się na oddziale intensywnej terapii. Machnęłam do Lindy, pielęgniarki, która wpuściła mnie na chwilę do środka. Nienawidziłam faktu, że nie mogę z nim siedzieć cały czas, a zaledwie kilka minut w ciągu dnia. Zdjęłam płaszcz i usiadłam na plastikowym krześle koło łóżka. Spojrzałam na spokojną twarz Harry'ego. Przejechałam dłonią po policzku chłopaka, po czym chwyciłam jego zimną dłoń. Ciszę w pomieszczeniu przerywały miarowe piknięcia. Kiedy razem leżeliśmy na kanapie w jego domu, bicie serca było przyjemniejszym dźwiękiem niż teraz. Mimo to, dziękowałam Bogu, że w ogóle mogę je słyszeć.
-Jesteś idiotą, wiesz? I egoistą. Jak można rozkochać w sobie dziewczynę tak mocno w ciągu kilku miesięcy, a potem wylądować w szpitalu w ciężkim stanie, z powodu niewinnej operacji? Wiem, że mnie słyszysz, więc po prostu się obudź, okej?-wiedziałam, że to niemożliwe by nagle po prostu wstał i to chyba spowodowało łzę na moim policzku.-Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie i to chyba najbardziej mnie denerwuję. Boję się też tego, że ty wyobrażasz sobie beze mnie. Odkąd cię poznałam nie myślę o niczym innym tylko tym co robisz i co myślisz. Cały czas mi ciebie brakuję. Nigdy nie kochałam kogoś tak bardzo jak ciebie-pociągnęłam nosem i otarłam kolejne łzy.-Co ty ze mną zrobiłeś, Styles?-szepnęłam i spojrzałam na jego twarz. Chciałabym móc nie martwić się cały czas. Chciałabym umieć żyć bez nie go, ale nie umiem i nawet nie chcę sobie tego wyobrażać.
Usłyszałam odchrząknięcie, na co lekko podskoczyłam. W drzwiach zobaczyłam pana Blackbowa.
-Wiesz, że nie powinnaś tu być-bardziej stwierdził, niż zapytał.
-Wiem, przepraszam już idę-pociągnęłam nosem i wzięłam torbę z krzesła. Ominęłam mężczyznę, jednak zatrzymałam się w drzwiach i odwróciłam się.
-Kiedy on się w końcu obudzi?-spytałam głupio mimo, że znałam odpowiedź.
-Nie wiem. To kwestia dni, miesięcy...-skinęłam tylko głową i już miałam wyjść, jednak zatrzymałam się na dźwięk głosu profesora.-Jeśli się obudzi może mieć problemy z pamięcią.
-P-proszę?-zignorowałam słowo 'jeśli', gdyż bardziej przerażała mnie druga część zdania.
-Podczas reanimacji, jego mózg nie był dotleniany przez dłuższy czas, może mieć problemy z rozróżnieniem teraźniejszości i przeszłości.
-Ale to krótkotrwałe, tak?
-Mam nadzieję, ale nie jestem pewny. To dziwny przypadek, naprawdę.
Siedziałam w kawiarni szpitalnej popijając kawę zbożową i zagryzając kanapką przygotowaną przez Sheilę, kucharkę. Pierwszy raz widziałam w oczach Blackbowa przejęcie i nie wiem czy był to dobry znak. Jego obojętność była wynikiem pewności siebie, której teraz widocznie mu brakowało. Zegar na ścianie wskazywał godzinę 9.37 rano. Chciałabym móc teraz popływać. Rozładowałabym się. Ale pewnie przepłynęłabym basen, po czym wróciłabym do szpitala, bojąc się o Harry'ego. W życiu nikt nie przeszkadzał mi w pływaniu, a teraz chłopak ze szmaragdowymi oczami robi to nawet nieświadomie. Pociągnęłam łyk napoju, gdy do baru wszedł Liam. Zobaczył mnie i posłał mi lekki uśmiech. Nie rozmawialiśmy od trzech dni. Nie mam pojęcia czemu. Wysiliłam się na uśmiech, gdy brunet zajął miejsce koło mnie popijając kawę. Lubiłam go, ale naprawdę w obecnej sytuacji mało kto/co umiało sprawić, że się uśmiechałam.
-Co tam u niego?-zagadał.
-To samo, co wczoraj-westchnęłam. Zapanowała cisza, którą oboje przerwaliśmy w jednym momencie.
-Mów pierwsza-powiedział.
-Blackbow powiedział mi, że jeśli Harry się obudzi, może mieć problemy z pamięcią.
-Ale chwilowe, tak?-spytał, na co wzruszyłam ramionami i poczułam kolejne łzy. Co jeśli on...?-Wszystko będzie dobrze, okej? Styles zawsze jest szczęściarzem-uśmiechnął się i położył dłoń na moim ramieniu.-Jego mama jutro przylatuje.
-Anne?
-I Gemma-dodał, na co skinęłam tylko głową. Do stołówki po chwili wbiegł Niall.
-Coś się dzieję-powiedział, a ja nie umiałam wyczytać czy było to negatywne czy pozytywne. Poderwaliśmy się z miejsca i po prostu zaczęliśmy biec, modląc się w duchu by było to coś dobrego.

niedziela, 25 maja 2014

Rozdział 33

Rozdział pisałam jak była burza! Życie na krawędzi,co haha Narażam się. Ponad 100 tys. wejść! oeidjoewi Przepraszam za obsuwę, ale mój tata miał urodziny gruba impreza i takie sprawy. Aaa i znowu zauważyłam spadek liczby komentarzy:( Proszę, to już jedne z ostatnich rozdziałów, moglibyście skomentować?(:


Harry

Siedzieliśmy na tej samej plaży, co kilka dni temu. Przyglądaliśmy się nieco burzliwym falom, wsłuchani w cudowny dźwięk, które wydawały obijając się leniwie o brzeg. Jej głowa opierała się o mój bark, przez co dowoli mogłem wchłaniać niesamowity zapach jej migdałowego szamponu. Jej miękkie włosy łaskotały mnie od czasu do czasu, gdy atakowały nas podmuchy wiatru. Nasze splecione dłonie były wszystkim czego potrzebowaliśmy. Jutro wszystko się zmieni. Tylko to zostanie takie jakie jest. Nasze palce, które tworzą teraz idealną harmonię, jakby były zrobione tylko dla siebie.
-Chyba powinnyśmy się zbierać, zanosi się na burze-zauważyłem, na co uśmiechnęła się blado i wstała. Sięgnąłem po koc, na którym siedzieliśmy, po czym wolnym krokiem szliśmy plażą. Wtuliła się we mnie, gdy wiatr zaczął wiać odrobinę mocniej. Krople z ciemnych chmur nad nami powoli zaczynały spadać.
Obijały się coraz mocniej o przednią szybę mojego range rovera. W radiu cicho rozbrzmiewała piosenka Kodaline. Wiedziałem, że ją uwielbia, ale mimo tego, wciąż wpatrywała się w okno z niepokojącym wyrazem twarzy.
Zajechałem pod dom Mel po czym spojrzałem na nią. Była nieobecna, ale uśmiechnęła się w moim kierunku.
-Zostaniesz?-szepnęła.
-Czemu jesteś smutna?-spytałem przykrywając nas kołdrą. Leżeliśmy bokiem do siebie, a nasze oczy były utkwione na nas samych.
-Nie jestem smutna, raczej zmartwiona-odparła.
-A co jest powodem, twojego zmartwienia?-zmarszczyłem brwi nie rozumiejąc do czego to zmierza. Wzruszyła ramionami i obróciła się na plecy patrząc w sufit.
-Po prostu...Boję się, że stracę kolejną osobę, na której bardzo mi zależy-spojrzała na mnie przez sekundę, po czym odwróciła wzrok.
-Nie stracisz mnie. Nie w tym życiu-odparłem jak najbardziej poważnie wbijając mój wzrok w jej orzechowe oczy. Zobaczyliśmy błyskawicę, po czym usłyszeliśmy grzmot. Mel podskoczyła w miejscu, a ja chwyciłem jej dłoń. Przysunęła bliżej mnie, przez co znów mogłem poczuć migdałowy aromat.
-Ja po prostu martwię się o ten cały zabieg...O ciebie...Czy to w ogóle...-nie zdążyła dokończyć, gdyż przerwałem jej pocałunkiem.
-Nie martw się o mnie. Wszystko będzie dobrze i w końcu będę mógł powiedzieć na głos ile dla mnie znaczysz-uśmiechnęliśmy się lekko, po czym pocałowałem jej czoło.-Śpij, nie denerwuj się, kochanie.
Zamknęła oczy i po chwili czułem jej powolny oddech. Jak mógłbym jej nie wybaczyć? Oboje robiliśmy głupoty, ale potrzebowaliśmy siebie i to wręcz desperacko. Nie umiałem określić czasu kiedy tak naprawdę się od niej uzależniłem. W momencie kiedy weszła do mojego szpitalnego pokoju po raz pierwszy? Czy może po raz drugi, gdy wróciła z torbą pełną listów? Nie jestem pewny, ale sądzę, że poczułem coś dziwnego od kiedy tylko przekroczyła salę 237. Nie była to miłość. To było coś o wiele silniejszego, czego brakowało mi odkąd się obudziłem. Nadzieja.

Melanie

Nalałam gorącej wody do mojego ulubionego niebieskiego kubka. Aromat truskawkowej herbaty uderzył w moje nozdrza, przez co uśmiechnęłam się lekko. Cholernie się o niego martwiłam. Na dworze deszcz wciąż nie ustawał. Woda zaczynała lekko gromadzić się na ulicach, a słońce nie mogło wyrwać się z ciemnych chmur. To było głupie, ale taka pogoda zawsze mnie niepokoi. Oparłam się o blat w kuchni, gdy Harry wyszedł z łazienki. Mokre włosy włosy przeczepiły się do jego twarzy. Wsunął na głowę biały t-shirt i zaczął iść w moją stronę. Uśmiechnął się, gdy położył swoje dłonie na moich i pocałował moje czoło.
Siedziałam w poczekalni, zastanawiając się nad wszystkim co ma się zaraz wydarzyć. Harry jest obecnie na ostatnich badaniach przed zabiegiem. Louis siedział koło mnie mamrocząc coś w stylu, że wszystko będzie dobrze. Liam opierał się o ścianę naprzeciwko mnie i wpatrywał się w ziemię. Niall i Zayn siedzieli koło mnie  i rozmawiali.
-Skoro to mały, nieszkodliwy zabieg czemu wszyscy tu jesteście?-wyrwało mi się, i zabrzmiało to trochę niegrzecznie.
-Po prostu nagrywaliśmy w LA fragmenty na nową płytę, a nasz przyjaciel jest w szpitalu, więc stwierdziliśmy, że chyba powinniśmy przyjść-odpowiedział lekko kąśliwie Niall.
-Przepraszam, nie chciałam żebyście tak to odebrali-powiedziałam lekko się zamyślając. Poczułam dłoń Louisa na swoim ramieniu.
-Mel, wszystko będzie dobrze. Sporo o tym czytałem, ten implant naprawdę pomaga. Poza tym co jak co, Harry zawsze był szczęściarzem-uśmiechnął się pocieszająco w moim kierunku, na co moje kąciki ust również uniosły się ku górze. Lubiłam go. To nie tak, że nie przepadałam za resztą. Po prostu Louis był otwarty i najłatwiej nawiązywało się z nim kontakt.
-Louis ma rację, stresujesz się za nas wszystkich razem wziętych-Zayn zaśmiał się lekko, po czym wrócił do przeglądania swojego telefonu. Zapadła chwilowa cisza, w której wszyscy byli pogrążeni w swoich myślach, przynajmniej ja. Może mają rację? Nie potrzebnie się stresuję. Wszystko będzie dobrze. Usłyszałam grzmot pioruna na co podskoczyłam.
-Nienawidzę burz-jęknęłam podkulając nogi pod szyję.
-Na tak wysokich budynkach jak ten, jest piorunochron, więc nie masz się o co martwić-zauważył Niall, na co reszta mu przytaknęła.
Wszyscy zawsze mi to powtarzali, ale to nie sprawiało, że czułam się lepiej. Skąd mam pewność, że to metalowe coś uchroni nas przed pożarem? Usłyszeliśmy otwieranie drzwi, więc nasze twarze zwróciły się w ich kierunku. Zobaczyłam wysokiego, starszego mężczyznę ubranego w kitel, którego doskonale znałam.
-Profesor Blackbow?-przerwał swój szybki chód i spojrzał na mnie.-Co pan tu robi?
-Panna McAvay, aktualnie spóźniam się na zabieg, który mam wykonać, więc wybaczcie.
Ominął mnie i wszedł do sali operacyjnej. Chłopaki obdarowali mnie dziwnym spojrzeniem, na co odpowiedziałam tylko:
-Mój wykładowca.
Po kilku minutach na biało-szarym łóżku na korytarzu pojawił się nieprzytomny Harry. Poderwałam się z miejsca i spojrzałam na jego twarz. Jak za kilka godzin się obudzi, usłyszę jego melodyjny głos i sobaczę jego beztroski uśmiech. Ta myśl sprawiła, że uśmiechnęłam się sama do siebie. Wjechali na salę, do której przed chwilą wszedł Blackbow. Westchnęłam i oparłam się o plastikowe siedzenia.
-Nie mówiłeś, że to jakiś największy specjalista w dziedzinie tych zabiegów?-zwróciłam się do Louisa, który popijał wodę mineralną.
-Bo tak jest. To on opatentował ten zabieg. To jest, jeszcze nie do końca, ale to ten gość go wymyślił-wskazał głową na salę operacyjną.-Miał żonę, która była głuchoniema. Opracował ten cały implant, który miał jej pomóc, ale było za późno-powiedział trochę ciszej, a na dworze znów zagrzmiało. Zamknęłam oczy, jakby to miałoby mi w czymś pomóc. Zdawałam sobie sprawę jak dziecinne jest to, że boję się normalnego zjawiska pogodowego, ale nie umiałam tego zmienić. Żona Blackbowa umarła?
-Idę się przejść-usłyszałam po raz pierwszy lekko zachrypnięty głos Liama po jakiejś godzinie. Odepchnął się od ściany, a reszta pozostawiła to bez komentarza. Wolnym krokiem skierował się ku wyjściu z oddziału, jednak zatrzymał się na dźwięk mojego głosu.
-Mogę iść z tobą?-skinął tylko głową, więc podeszłam do niego i razem ruszyliśmy przed siebie. Znałam ten szpital jak własną kieszeń, ale kiedy na dworze było już ciemno i szalała ogromna burza, to miejsce nie było takie jak zawsze. Spojrzałam na Liama, który z zupełnym obojętnym wyrazem twarzy i z dłońmi w kieszeniach szedł koło mnie. Po raz pierwszy poczułam, że cisza jest trochę niezręczna.
-Więc...Sądzisz, że będzie mógł jeszcze śpiewać?-spytałam, a on spojrzał na mnie.
-Sam nie wiem...To wszystko jest takie...
-Nierealne?-dokończyłam za niego, jednak zaprzeczył kiwnięciem głowy.
-Raczej popieprzone-odparł i uśmiechnął się lekko.- Harry jest najmłodszy i razem z Niallem są najbardziej dziecinni z nas wszystkich, ale nigdy nie sądziłem, że będzie na tyle głupi, żeby jechać prawie 300km/h po górskiej drodze. To i tak szczęście, że żyje i nie jeździ na wózku. Nie mam za cholerę pojęcia, jak on to zrobił. Nie jestem lekarzem, ale nawet w Housie* nie widziałem takich przypadków. Jak on mógł to w ogóle przeżyć i mieć uszkodzone tylko struny głosowe?-zatrzymał się przy automacie i spojrzał na mnie jakby oczekiwał odpowiedzi ode mnie. Nie otrzymał jej. Sama milion razy zastanawiałam się jak to wszystko jest w ogóle możliwe. Takie rzeczy nigdy się nie przytrafiają. Liam odwrócił się do mnie tyłem i wrzucił kilka centów do automatu. Wcisnął liczbę 37, a po chwili pił już colę. Oparliśmy się o parapet na korytarzu. Mieliśmy idealny widok na salę, gdzie leżą noworodki urodzone za wcześnie.
-Czasami życie szykuję dla nas tor z ogromnymi przeszkodami. Los lubi nas zaskakiwać i to zawsze w najmniej oczekiwanych momentach. Ktoś jest całkowicie zdrowy, a kilka dni później umiera na raka. Ktoś po 20 latach pracy w wojsku wraca do domu, do rodziny i ginie na parkingu najbliższego supermarketu-spojrzałam na Liama, który uważnie wsłuchiwał się w moje słowa.-To co stało się Harry'emu...To cud. On pewnie wolałby nie żyć, niż żyć ze świadomością, że nigdy już nie zaśpiewa, ale... Nie umiem tego wyjaśnić, bez używania słów ''niemożliwe''. Czytam te wszystkie księgi, encyklopedie, podręczniki...To się nigdy nie zdarzyło i chyba nigdy się już nie zdarzy.
-Skoro raz już przeżył cud, to czemu nie i drugi?-spojrzeliśmy na siebie i uśmiechnęliśmy się.-Szkoda, że trafił na ciebie-zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc do końca  jego słów.-Gdyby trafił na jakąś okropną Helgę z wąsem odechciałoby mu się jakiś dzikich jazd po kłótni-nic nie mogłam na to poradzić, że wybuchnęłam śmiechem. Wiedziałam, że Liam nigdy nie chciał aby coś stało jego przyjaciołom, ale to co powiedział dało mi do myślenia. Czy Harry jest na tyle nierozsądny by znowu wsiąść w auto i próbować się rozbić? Czy po naszych kłótniach też tak reagował?
Wróciliśmy do chłopaków, po czym spojrzałam na zegar na ścianie.
-Czemu to tak długo trwa?-jęknęłam.
Nagle z pomieszczenia wybiegła drobna blondynka, która miała chyba na imię Rossie. Moje serce na chwilę się zatrzymało, gdy zobaczyłam, że po kilku sekundach wraca na salę z defibrylatorem.**

*chodzi o ten serial medyczny Dr. House :)
**Defibrylator – urządzenie medyczne, służące do przeprowadzania zabiegu defibrylacji serca(podczas reanimacji)

sobota, 17 maja 2014

Rozdział 32

Hej :)
Co tam u Was słychać? Zbliżamy się niedługo do finału! Mam dla Was taką malutką niespodziankę...A mianowicie, możecie wybrać zakończenie. Sama nie jestem pewna, które wybrać bo mam kilka scenariuszy, ale zostawię to Wam. Więc wolicie szczęśliwe zakończenie czy może smutne,ale z drugą częścią Wordlessa? Mam pewien pomysł na kolejną część historii Hazzy i Mel, ale nie wiem czy się przyjmie, więc pytam. Zakończyć za 3 rozdziały + epilog, czy może zakończyć smutno, ale z dalszymi losami tej dwójki? Zostawiam to Wam :) Mam nadzieję, że mi doradzicie.
Dziękuję bardzo za ponad 97 tysięcy wejść, w życiu bym nie pomyślała, że ktoś wejdzie na mojego bloga, aż tyle razy! Jesteście niesamowici! Aaa i prawie 100 obserwujących! Nie wierzę, naprawdę. Cudny sen i wspaniały prezent od Was. Dziękuję jeszcze raz.
#muchlove
@hazzfaves

Melanie

Nie myślałam zbyt wiele. Czułam po prostu na sobie miękkie usta Caluma, a po chwili jego język. Podniósł mnie tak, że teraz siedziałam na biurku. Było dobrze. Cholera, bardzo dobrze. Zaczął schodzić ze swoimi pocałunkami na moją szyję, jednak nagle przestał i spojrzał na mnie. Tkwiliśmy tak w ciszy przez kilka sekund.
-Nie mogę-powiedział i odsunął się. Poczułam się jak zupełna idiotka. Pewnie się do niego przyssałam, a on nie wiedział co zrobić. Boże, spłonę ze wstydu.
-Ja..Przepraszam, nie chciałam cię zmuszać...-wybełkotałam podnosząc się z biurka i poprawiając ramiączko sukienki.
-Nie...kurwa nie. Chcę tego, cholernie chcę, ale nie mogę-powiedział sfrustrowany, a ja nie miałam pojęcia co powiedzieć. Stałam przy biurku i wpatrywałam się w niego. W pokoju panował półmrok, bo jedynym źródłem światła była latarnia przy oknie. Chyba nie chcący zgasiliśmy światło.
-Wiem, że taka nie jesteś, Mel-powiedział niskim głosem.
-J-jaka?-zająknęłam się i podeszłam bliżej.
-Masz chłopaka-powiedział i spojrzał na mnie. Nie był to jednak oskarżycielski wzrok, wręcz przeciwnie.-Coś się między wami stało, nie wiem co, ale coś poważniejszego. Inaczej nie przyszłabyś na tą imprezę. Nie zrozum mnie źle, naprawdę bardzo cię lubię, ale nie chcę być pocieszeniem. Jeśli między wami już wszystko skończone to możemy wrócić do tego, co przed chwilą robiliśmy, bo muszę przyznać, że jesteś w to niezła i...Cholera odszedłem od tematu. Chodzi mi o to, że...-westchnął i spojrzał na mnie.-Nie chcę się wpieprzać po między was, bo wiem, że coś do niego czujesz. Mam nadzieję, że nadal będziemy się zadawać, bo naprawdę uwielbiam spędzać z tobą czas. Może myślę egoistycznie...
Zaśmiałam się i objęłam go. Po chwili również mnie przytulił, ale chyba nie do końca wiedział, co się dzieję.
-Jeśli ktoś tu jest egoistą, to ja. Przepraszam.
-Nie ma za co, mnie się tam podobało-uśmiechnął się.
-Dziękuję za to co powiedziałeś.
Zbliżyłam się i pocałowałam go w policzek.
-Muszę z nim porozmawiać.
Skinął głową. Siedzieliśmy w chwilowej ciszy, która tak naprawdę nią nie była, gdyż z dołu wciąż dochodziła głośna muzyka, ale lekko zagłuszona z powodu zamkniętych drzwi.
-Nie chcę tam wracać-przerwałam ciszę.
-Nie musimy, możemy tu zostać.
-Nie powinieneś być na dole, jako no wiesz...właściciel domu?
-Jak już mówiłem, to impreza mojego kumpla, więc zgaduję że nie muszę. Jeśli chcesz mogę tu z tobą zostać.
-Naprawdę chciałabym cię móc lepiej poznać-uśmiechnęliśmy się do siebie, po czym usiedliśmy na łóżku.
-Pytaj o co chcesz-powiedział.
-Raz ja, raz ty, okej?-potwierdził skinięciem głowy.
-Ymm...Ulubiony kolor?
Zaśmiał się, a ja dałam mu kuksańca między żebra.
-Dobra, dobra...Zielony. Twój?
-Biały-odpowiedziałam.
-Tak sądziłem.
-Czemu?
-Kolor niewinności-uśmiechnął się lekko.
-Chyba nie jestem aż tak niewinna-całowałam się z tobą, piłam, paliłam. To chyba nie jest definicja niewinności, pomyślałam, ale zachowałam to dla siebie.
-Tak ci się zdaje-wzruszył ramionami.-Twoja kolej.
Przegadaliśmy prawie dwie godziny za nim oboje odpłynęliśmy. A może więcej? Straciłam rachubę przy pytaniu o najwstydliwsze wspomnienie z dzieciństwa. Podzieliłam się z Calumem moją żenującą historią o tym jak na rodzinnym obiedzie powiedziałam, że chciałabym zostać striptizerką mając zaledwie 5 lat. Nie miałam pojęcia co to znaczy, ale podobało mi się to słowo. Chłopak powiedział mi natomiast o tym jak był ze swoją mamą w sklepie w wieku 6 lat i jego mama kupowała bieliznę, a on wydarł się na sklep, że ''wszędzie są nagie panie'' spoglądając na manekiny. Obudziłam się przez promienie słońca na mojej twarzy. Zegar na stoliku nocnym wskazywał 6 rano. Moja głowa pulsowała i nie chciała przestać. Podniosłam się z łóżka po cichu aby nie obudzić Caluma. Był cudownym chłopakiem i czułam się okropnie, że tak go wykorzystałam. Nie przyznawałam się do tego, ale naprawdę chciałam go pocałować. Był słodki i lubiłam go, ale to co wczoraj się zdarzyło było...Nieco dziwne. Nie sądziłam, że naprawdę mnie lubi. To co mówił, było bardzo miłe. Całował niesamowicie muszę przyznać, ale Harry był odrobinkę lepszy. Poczułam ukłucie w sercu na myśl o nim. Będę musiała mu powiedzieć, o tym co się tutaj stało i boję się że tylko pogorszę, naszą już teraz nie za wesołą sytuację. Westchnęłam i opuściłam pomieszczenie.
Cztery godziny później byłam już na basenie akademickim. Dzisiaj musimy się spotkać. Muszę z nim porozmawiać. Zadręczałam samą siebie myślami i pytaniami. Co ja mu powiem? Jak on zareaguje? Czy on w ogóle się przejął?
-Melanie!-usłyszałam głos trenera i spojrzałam na niego.-Jesteś dziś jakaś nieswoja...Wszystko w porządku?
-T-tak. Nic mi nie jest.
-Dobrze, więc przepłyń 8 basenów zmiennym i możesz uciekać.
-Ale powinnam mieć do 11.00.
-Odpocznij przed zawodami-40-latek uśmiechnął się w moją stronę, po czym gwizdnął, a ja ruszyłam przed siebie.

*jeśli chcecie włączcie, tak dla klimatu hehe klik*

Harry

Leżałem na plecach patrząc na sufit w salonie. Od dwóch dni nic więcej nie robiłem. Czułem się jak gówno. Pod każdym kątem. Nie dałem jej nic powiedzieć. Ale mnie zawiodła, krzyczał głos w mojej głowie. A może coś się stało? Nie wiem z Toby'm, czy jej mamą? Trzymałem w dłoni telefon i obracałem go między moimi palcami. Nie miałem pojęcia co zrobić, dopóki nie usłyszałem dzwonka do drzwi. Niechętnie podniosłem się z kanapy i skierowałem się ku drzwiom. Otworzyłem je, a przede mną stała Mel. Nie wiedziałem co powinienem zrobić, jednak ona ominęła mnie i po chwili stanęła odwracając się w moją stronę.
-Wiem, nie chcesz mnie widzieć. Pewnie mnie nienawidzisz-nie nienawidzę, nie mógłbym.-Przez to jak nagięłam twoje zaufanie, ale chcę ci coś wyjaśnić. Powiem wszystko co chcę powiedzieć, a potem zadecydujesz, okej?-powiedziała bardzo stanowczo ale i szybko, co zdradziło jej zdenerwowanie. Skinąłem tylko głową i czekałem na kontynuacje.-Zanim zacznę moje tłumaczenie, powiem tylko, że całowałam się z Calumem.
Auł, to zabolało. Cholera, jak on śmiał dotknąć mojej dziewczyny? Czemu to zrobiła?
-Mówię ci to, nie po to, żeby ci dopiec, a  dlatego, że nie chcę mieć przed tobą żadnych tajemnic-wiedziałem, że ma na myśli to, jak wtedy powiedziałem jej o Taylor. Nie chciałem jej zranić, przynajmniej nie planowałem tego. Byłem po prostu zły.-Więc, wracając do piątkowego programu. Nie przyszłam nie dlatego, że nie chciałam czy się bałam. Pamiętasz jak ci mówiłam, że Rush ma problemy z tatą?-nie czekała na moje skinięcie, tylko wciąż stanowczo mówiła dalej.-Jego ojciec go pobił, dotkliwie. Ja go znalazłam, więc wezwałam pogotowie. Zostałam z nim no, bo...Cholera to mój przyjaciel. Zanim się obejrzałam byłam już spóźniona, przyszłam w połowie programu, ale nie pokazałam się dlatego, że nie chciałam cię rozpraszać, poza tym wiedziałam, że będziesz zły jak ci powiem gdzie i przede wszystkim z kim byłam. Powinnam była napisać wiem, ale co by to dało? I tak byłbyś zły i tak. Tylko byś się zdenerwował, a wypadłeś świetnie w wywiadzie-chciałem się wtrącić, jednak mi nie pozwoliła.-Jeszcze nie skończyłam. Słuchaj Harry, zachowałam się okropnie względem Ciebie, ale to że byłam wtedy z Rush'em...Gdyby nie ja to by się wykrwawił. Wybacz jeśli zabolą cię te słowa, ale zrobiłabym to jeszcze raz. Życie człowieka jest ważniejsze niż program. Mimo, że uważam, że ty też zachowałeś się jak dupek, przepraszam. Nienawidzę się z tobą kłócić, chcę, żeby było tak jak było. Nie wiem czy mi wybaczysz, ale kocham cię, jak nikogo innego i oddałabym za ciebie życie. To ckliwe i dziwne patrząc na to, że znamy się kilka miesięcy, ale tak jest. Kocham cię i przepraszam, że się o mnie martwiłeś i za całowanie Caluma i za wszystko, co było niewłaściwe lub sprawiło ci przykrość. Nie chciałam, żeby tak wyszło, okej? Nie chcę tego kończyć, Harry-ostatnie zdanie wypowiedziała trochę ciszej i wolniej. Spojrzała na mnie, a ja zdałem sobie sprawę, że skończyła i teraz ja muszę podjąć pewne kroki.

wtorek, 13 maja 2014

Rozdział 31

Mam trochę słaby dzień i nie chcę pisać dołującej notki, więc napiszę tylko, że przepraszam, za spóźnienie i jakiekolwiek błędy w tekście, ale klawiatura mi nawala :(


Melanie

Siedziałam w moim pokoju nie powstrzymując już łez. Nie mogłam uwierzyć, w to, że Harry okazał się takim dupkiem. Gdyby mógł pewnie wykrzyczał by te słowa. Nie docierało do mnie to, że gdy ja opłakiwałam mojego ojca, on i Taylor prawie się przespali. To co powiedział, było ciosem poniżej pasa. Chciał mnie zranić i udało mu się. Nawet nie dał mi wyjaśnić, dlaczego nie przyszłam. Pierwszy raz w jego oczach widziałam coś takiego. Słowo ''zły'' nie określały tej furii w jego oczach. Nie dając mi powiedzieć ani słowa, kazał mi się po prostu wynosić. Co miałam zrobić? Błagać na kolanach? To w końcu on lizał się z inną, gdy tylko zaczęło być ciężko. Ja go nigdy nie zdradziłam.
Telefon zawibrował w mojej dłoni, co wyrwało mnie z pewnego rodzaju transu. ''Jedna nowa wiadomość od: Calum''kliknęłam otwórz i przetarłam łzy z policzków.

Marion Ave 12, wciąż mam cichą nadzieję, że wpadniesz :)

Wiele nie myśląc poderwałam się z miejsca i wybrałam numer Vic. Podeszłam do szafy i po 2 sygnałach usłyszałam głos przyjaciółki.
-Impreza, ty i ja, upijamy się i nic nie pamiętamy. Potrzebuję wódki-powiedziałam szybko, opierając telefon na ramieniu i przeglądając sukienki w mojej szafie.
-Ło, ło, ło! Gdzie moja Mel? Z resztą nieważne, daj mi 30 minut.
-Vic?-spytałam nieco niepewnie.
-Tak?
-Nie rozmawiajmy o tym dzisiaj, wszytko ci opowiem, ale jutro, dobrze?
-Zrozumiano-powiedziała niczym oficer, po czym się rozłączyłyśmy. Rzuciłam telefon na łóżko i przyłożyłam wieszak z sukienką do ciała. Dziś o wszystkim zapominam. Problemy poczekają do jutra.
Wysiadłyśmy z autobusu pod podanym adresem. Ujrzałam luksusową willę w typowym dla Miasta Aniołów wystroju. Kilkanaście aut przed domem i na podjeździe, przysłoniły drzwi wejściowe. Na dworze było już ciemno.Już przy drodze słyszało się muzykę. Przeciskałyśmy się między samochodami i gdy doszłyśmy do drzwi użyłyśmy dzwonka. Po kilku sekundach w drzwiach stanął Calum z czerwonym, plastikowym kubkiem w dłoni. Jego oczy powiększyły się, gdy mnie zobaczył.
-Wow, Mel...-przejechał wzrokiem po mojej czarnej, krótkiej i dość obcisłej sukience.-Wyglądasz...Wow.
-Darujmy sobie, jestem Vic-wtrąciła się i wzięła kubek z jego dłoni. Wzięła duży łyk i uśmiechnęła się. Po czym wyminęła go i weszła do środka. Zaśmiał się i spojrzał na mnie.
-Nie sądziłem, że przyjdziesz, ale cieszę się, że zmieniłaś zdanie.
-Ja też, mój dzień miał wyglądać...Trochę inaczej.
-Vic to twoja przyjaciółka? Niezłe ziółko, co?
-Taki jej urok. Wpuścisz mnie, bo zamarzam?
Odsunął się, na co weszłam do środka. Usłyszałam remix piosenek Davida Guetty i wręcz czułam jak podłoga się trzęsie.
-Coś do picia?
-O tak bardzo-zdjęłam płaszcz, który Calum powiesił w szafie.-Dziękuję-uśmiechnęłam się po czym podążyłam za nim. Mijałam różnych ludzi, całkowicie wstawionych, najaranych i zupełnie zagubionych. Dom w środku był w bardzo podobnym, co z zewnątrz. Dominowały białe i czarne barwy, co sprawiało charakter nowoczesnego wyglądu. Znaleźliśmy się w kuchni, gdzie usiadłam na blacie.
-Alkoholowo czy bez?-spytał otwierając lodówkę.
-Zdecydowanie procenty mi się przydadzą-odparłam.
-Piwo, czysta, wino, szampan, likiery, brandy, wiśniówka...
-Wiśniówkę,proszę-położył dwa małe kieliszki na blacie i nalał czerwonego płynu. Stuknęliśmy się uważając by nie wylać napoju, po czym wypiliśmy jeszcze 3 kolejki. Od razu poczułam przyjemne ciepło, którego mi brakowało. -To twój dom?
-Nowego fagasa mojej mamy, ale oni są tu może 4 razy w roku?
-Przykro mi.
-Niepotrzebnie, już się przyzwyczaiłem-powiedział po czym przechylił kolejny kieliszek.
-Odciągam cię od gości, idź się baw-uśmiechnęłam się. Mimo kilku kieliszków, wciąż czułam ból.
-Lepiej bawię się z tobą-odpowiedział mi tym samym po czym usiadł koło mnie.-W sumie to impreza Dana, mojego kumpla, ale wypożyczyłem mu miejscówkę.
Otworzył piwo po czym podał mi butelkę. Pewnie ją sięgnęłam i upiłam spory łyk.
-Masz może fajki?-spytałam.
Wyjął opakowanie po czym sięgnęłam po jednego i włożyłam do ust. Przyłożył zapaliczkę i a ja się zaciągnęłam. Poczułam lekko gorzkawy smak w płucach, ale przy okazji trochę się uspokoiłam.
-Nie sądziłem, że palisz i pijesz,wiesz? Wyglądasz jak malutki aniołek-zaśmiał się, a do moich policzków napłynęła krew.
-Nie jestem aniołkiem, ale każdy musi się czasem odstresować, prawda?
-Czyli jesteś diabełkiem w przebraniu anioła?-zrobił taką twarz, że wybuchłam śmiechem.
Wstałam z blatu i odstawiłam butelkę na blat. Czułam już procenty w żyłach i ból stawał sie coraz mniejszy.
-Zatańczysz ze mną, Calcium?-zrobiłam minkę małego kotka.
-Aniołkom się chyba nie odmawia?-uśmiechnął się i stanął przede mną.
-Dziękuję, że mnie zaprosiłeś-spojrzałam w jego oczy.
-Dziękuję, że przyszłaś.
Po tych słowach złapałam jego dłoń i ruszyliśmy na parkiet. Tym razem leciała Rihanna, którą uwielbiałam. Wygłupialiśmy się na środku parkietu imitując seksowny taniec wykonawczyni tej piosenki. Brzuch bolał mnie od śmiechu. W międzyczasie ktoś uzupełniał nasze puste dłonie kolejnymi drinkami, co tylko poprawiało moje samopoczucie.
-Moglibyśmy gdzieś pójść, gdzie będzie cicho? Głowa mi pęka-krzyknęłam do ucha Caluma.
Gdy chłopak zamknął drzwi i zapalił światło, poczułam jak mocno głowa mi pulsuje.
-W końcu chwila wytchnienia, co?-westchnął kładąc się na łóżko.
-To twój pokój?-rozejrzałam się po pokoju dość niepasującym do reszty wystroju domu. Skinął głową. Panowała tu przyjemna ciepła atmosfera. W reszcie willi można było dostrzec, że całe wnętrze było zasługą nietaniego projektanta. Wszystko było nowoczesne i dopracowane, jednak zarazem i chłodne.Ten pokój był inny. Miał duszę. Podeszłam do biurka gdzie stało zdjęcie małego Caluma z krokodylem. Uśmiechał się pokazując swój brak przednich zębów. Zaśmiałam się pokazując mu zdjęcie.
-Słodki byłeś, to w Australii?
-Ej, nadal jestem słodki-podniósł się do pozycji siedzącej i zaśmiał się.-Mieszkałem tam do 6 roku życia, potem przyjechaliśmy tutaj.
Skinęłam głową i przejechałam wzrokiem po pozostałych zdjęciach. Na półkach poza różnymi podręcznikami i książkami, dostrzegłam małe drewniane figurki żółwia, kangura i innych zwierząt.
-Wow-westchnęłam, gdy obracałam jedną z nich w dłoni.-Są piękne.
-Tata mi je zrobił i dał na czwarte urodziny-czułam, że stoi bardzo blisko mnie. Ciepło jego ciała było kojące.-Szkoda, że to jedne z ostatnich, na których był.
-Twój tata nie żyje?-wyrwało mi się, ale szybko zakryłam dłonią usta.-Przepraszam, ja...
-W porządku, nic się nie stało-dotknął mojego gołego ramienia swoją dłonią.-Żyje, ale zostawił mnie dla nowej rodziny.
Odstawiłam figurkę i odwróciłam się w jego stronę. Jego oczy przenikały prawie do mojego serca. Widziałam w nich wszystko. Złość, smutek, rozpacz, ale i coś pozytywnego. Błysk w oku który widziałam od samego początku dzisiejszej imprezy. Położyłam dłoń na jego policzku, by dać mu wsparcie. Jednak gdy nasza skóra się spotkała, poczułam coś elektryzującego i uzależniającego. Chciałam więcej, więc przysunęłam się do niego i złączyłam nasze usta. Nie myślałam już o niczym innym, tylko o tym jakie są cudowne.

piątek, 2 maja 2014

Rozdział 30

Hej :)
Jak Wam mija dzień? Ja się delektuje bo wolne. Tak sobie pomyślałam, że nie każdy może komentuje, ale każdy tweetuje! Jeśli chcecie możecie tweetować swoje wrażenia z tagiem #WordlessPL :) Nie wiem czy to wyjdzie, bo w sumie Wordless nie jest tak popularny jak Cień czy Psychotic (kocham te opowiadania), ale miło by mi było gdyby ktoś podzielił się swoimi wrażeniami :D To tak dla chętnych x
W końcu zacznie się już dziać, bo zbliżamy się do końca! Omg tylko pięć rozdziałów! Tak korzystając z okazji dziękuję za ponad 90 tys wejść, woooow! Serio! Kochaaaam Was mocno!
@hazzfaves xx
PS Cholernie przepraszam za obsuwę, źle sobie wszystko zaplanowałam

MUZYKA
(pisałam ten rozdział do tej piosenki, może nietypowa do ff, ale ja bardzo ją lubię)

Melanie 

Zajechaliśmy pod mój dom kilka minut przed 19.00. Spojrzałam na Harry'ego, który przekręcił kluczyk w stacyjce wyłączając silnik.
-Jutro o 16.00?
Skinął głową na moje pytanie.
-Dziękuję ci za dzisiaj, było niesamowicie-uśmiechnęłam się lekko.
Zbliżył się do mnie i pocałował tak jak kilka godzin temu na plaży.
-Do jutra-szepnęłam i ostatni raz zetknęłam nasze usta.
Po wyjściu z auta poczułam nieprzyjemny chłód nocy. Zapięłam mój płaszcz i ruszyłam w stronę parku. Z daleka dostrzegłam sylwetkę chłopaka. Widząc mnie poderwał się z miejsca i podszedł do mnie. Objął mnie, a ja poczułam jego charakterystyczny zapach.
-Hej-powiedziałam odsuwając się od niego.
-Cześć-uśmiechnął się lekko, jednak po jego ruchach wiedziałam, że coś jest nie tak. Przyjrzałam się jego twarzy, która była bardzo zmartwiona i zmęczona.
-Co się dzieję?-spojrzałam na bruneta, który przygryzł swoją wargę i skierował swój wzrok na ziemię.
-Chodź do mnie, bo zamarzam-uśmiechnęłam się pocieszająco, a on skinął głową.
Usiedliśmy na kanapie i podałam mu kubek z herbatą. Coś go bardzo gryzło i domyślałam że chodzi o jego tatę. Nienawidziłam patrzeć na czyiś ból, a zwłaszcza osób, które były mi bliskie. Walczył sam ze sobą i nie wiedział co mam zrobić.
-To bez sensu. Nie powinienem tu w ogóle przychodzić i zawracać ci głowy-odłożył kubek na stół i chciał odejść. Powstrzymałam go jednak chwytając jego dłoń.
-Powiedz co cię gryzie. We dwoje zdziałamy więcej niż w pojedynkę-w jego oczach pojawiło się coś bardzo intensywnego. Gdy lustrował mnie wzrokiem poczułam coś dziwnego u dołu kręgosłupa.-Proszę, zostań-szepnęłam, a on posłusznie usiadł koło mnie. Zabrałam swoją dłoń i spojrzałam na niego.
-Ojciec pił już od kilku miesięcy, ale teraz robi to codziennie. Przychodzi wstawiony każdego wieczoru. Nie wiem co mam robić. Boję się wychodzić i zostawiać mamę samą.
-A teraz jej nie zostawiłeś?-rzucił mi ostre spojrzenie, którego się nie spodziewałam.
-Przepraszam-wybełkotał.-Nigdy bym tego nie zrobił. Pojechała do ciotki Amy do Oklahomy.
Skinęłam głową w odpowiedzi i czekałam na jego kontynuacje.
-Moja mama myśli o rozwodzie. Wynajęliśmy nawet adwokata, ale... Ona się go boi, rozumiesz? Własnego męża. On jest potworem.
Pierwszy raz widziałam w jego oczach łzy. Przytuliłam go czując, że zaraz sama się popłaczę.
-Wygramy rozprawę, wiem o tym, ale...To w końcu mój ojciec. Poza tym zaraz po wyroku wyjeżdżamy do Houston.
-Wyjeżdżasz?-poczułam ukłucie w sercu na te słowa.
Skinął niepewnie głową, a ja połknęłam gulę, która tworzyła mi się w gardle.
-Najważniejsze jest to, żeby twoja mama była bezpieczna i czuła się szczęśliwa-uśmiechnęłam się lekko.
-Nie chcę wyjeżdżać, cholernie nie chcę, ale nie zostawię jej samej. Znalazła już nowy dom i pracę...
-Rush, ja to rozumiem, naprawdę. Po prostu będę tęsknić-wytarłam pojedynczą łzę.
-Nawet sobie nie wyobrażasz jak ja będę-objął mnie.
-Zawsze chciałeś tam studiować-uśmiechnęłam się i oparłam głowę o jego ramię.
-Tak, ale zawsze chciałem być też z tobą-odpowiedział poważnie, a ja poczułam kolejne łzy w oczach.
W mojej głowie pojawiło się milion myśli, które próbowałam ogarnąć. Rush był świetnym chłopakiem, pomimo swoich osobistych problemów zawsze był optymistą. Życie dało mu w kość, ale rodziców się nie wybiera. Pana Millera życie po prostu przytłoczyło, dlatego szukał szczęścia w alkoholu. Nie planował tego, jednak tak się stało. Nie planowałam odejścia od Rush'a i nigdy nie pomyślałabym o tym, że będę spotykać się z Harry'm. Życie nie używa słowa ''zawsze'' i ''nigdy''. Możemy mieć wszystko zaplanowane, ale i tak nie możemy być pewni czy się uda. Oczami wyobraźni zobaczyłam Harry'ego. Przecież on ma dopiero 20 lat. Żył uczciwie spełniając marzenia. Jest dobrym człowiekiem, a spotkało go takie nieszczęście. Mój tata był wzorem do naśladowania. Kochany, troskliwy i pomocny patriota. Stawiał bliskich ponad wszystko. A i tak zginął w wieku 43 lat.
-Nie zawsze jest tak jak chcemy-odparłam i westchnęłam.
-Życie byłoby nudne, gdyby wszystko się udawało, prawda?-uśmiechnął się lekko.
-Houston to cudne miasto. Nie myśl o tym co działo się tutaj. Nowy rozdział, znajdziesz szczęście-ścisnęłam jego dłoń w pocieszającym geście. Trwaliśmy w ciszy, która wbrew pozorom nie była niezręczna. Musieliśmy sobie wszystko przemyśleć.
-Będę się już zbierał-podniósł się z kanapy.
-Jak chcesz możesz zostać, pokój Toby'ego jest wolny-zaproponowałam również wstając z miejsca.
-Dziękuję, ale wrócę do domu-uśmiechnął się i wsunął na nogi vansy.
-Uważaj na siebie-powiedziałam po czym objęłam go.
-Będę-odpowiedział w moje włosy.-Dziękuję za wszystko. Będę tęsknić, Mel.
-Ja też-poczułam kolejną łzę spływającą po moim policzku. Rush widząc to wytarł ją jednym ruchem.
-Do zobaczenia, Rush-uśmiechnęłam się smutno.
-Na razie, Mel.

Harry

Dochodziła piętnasta, a Mel nigdzie nie było, ani nie odbierała telefonu. Martwiłem się, cholernie się martwiłem. Gdyby nie Lou, stylistka i fryzjerka olałbym ten wywiad i pojechał do jej domu. Kobieta układała mi włosy mówiąc tylko, że na pewno zaraz przyjedzie i wszystko będzie dobrze. Te słowa jednak w ogóle mnie nie przekonywała. Coś musiało się stać. Znałem Mel i nigdy by mnie wystawiła. Wskazówki nie ubłagalnie przemieszczały się po tarczy zegara. Dochodziła 15.30, gdy teoretycznie byłem gotowy. W praktyce nie myślałem o niczym innym, tylko o Mel.
-Za kilka minut wchodzisz, gotowy?-spytała Rebecca, producentka. Odpowiedziałem skinieniem głowy, na co westchnęła.-Coś jej musiało wypaść. Nie przejmuj się. Załatwiłam innego tłumacza.
Zacisnąłem dłonie w pięści. Nie chciałem ''innego tłumacza'' i wiedziałem, że ''nic jej nie wypadło''.
-Jesteś zły, okej, ale pomyśl o fanach. Oni się martwią i chcą zapewnienia, że się trzymasz. Zrób to dla nich-powiedziała odsuwając lekko kurtynę kulis studia. Zobaczyłem przed sobą cała widownię dziewczyn ubrane w koszulki z zespołem i plakatami.
-Zrobisz to? Dla nich?
Skinąłem głową, ale tym razem pewniej. Kobieta uśmiechnęła się i nałożyła słuchawki na uszy.
Kilka minut później wychodziłem już zza kurtyny słuchając krzyków fanek. Uśmiechnąłem się i pomachałem w ich kierunku. Przywitałem się podaniem dłoni z Danny'm, prowadzącym po czym zająłem miejsce na czerwonej kanapie. Peter, bo tak miał na imię mój 'nowy' tłumacz zajął miejsce koło mnie. Spojrzałem za kulisy jednak wciąż tam nikogo nie widziałem.
-Dobrze, że z nami jesteś. Muszę przyznać, że to co się stało, to coś okropnego. Fanki, które niestety nie mogły wejść do studia kazały mi przekazać, że są z tobą. Jak się czujesz, Harry?
Chujowo. Chciałem tak odpowiedzieć, ale nawet nie wiedziałem, czy jest odpowiednik tego słowa w języku migowym. Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem na twarze fanów na widowni.
-Nie jest źle. Powoli wracam do siebie. Czując wsparcie fanów i bliskich mi osób jest o wiele łatwiej. Przy okazji chciałbym podziękować wszystkim, którzy są ze mną.
Peter powiedział dokładnie to samo na głos, aby wszyscy mogli zrozumieć. Na widowni rozległ się dźwięk oklasków.
Następną godzinę spędziłem odpowiadając na pytania i próbując nie myśleć o tym, że nie ma jej przy mnie. Co kilka minut sprawdzałem czy może przypadkiem nie stoi za kulisami, jednak jedynce co widziałem to Rebecca, która od czasu do czasu tamtędy przechodziła.
-Dziękujemy, że zgodziłeś się z nami porozmawiać. Trzymaj się i pamiętaj że one wszystkie i nie tylko są z tobą-pożegnałem się z wszystkimi, po czym opuściłem główną scenę.
Przekraczając linie kulis słyszałem głosy Rebecci, Lou i innych mówiących że wypadłem świetnie. Ignorowałem ich jednak i skierowałem się garderoby. Pchnąłem drewniane drzwi, do których była przyczepiona kartka z napisem 'Styles'. Wchodząc do pomieszczenia zobaczyłem drobną sylwetkę siedzącą na krześle. Nic jej się nie stało. Poczułem chwilową ulgę, która po kilku sekundach zamieniła się w złość.

wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział 29

Przepraszam, że z lekką obsuwą. Myślałam, że dodam w niedzielę i wtedy napiszę też świąteczne życzenia. No, ale jak to w święta bywa pomagałam w kuchni i takie sprawy.
Dziękuję bardzo za tyle komentarzy pod 28 rozdziałem. Naprawdę jestem pod wrażeniem :')
Mam nadzieję, że teraz nie będę musiała żebrać o komentarze ;)
Dziś rozdział uczuciowy, wiele przemyśleń i tak dalej. Mam nadzieję, że nie wyszedł za bardzo ckliwie. Już tylko 6 rozdziałów! :o

Melanie

Wytarłam swoje mokre ciało białym ręcznikiem, po czym zaczęłam suszyć włosy. Dni leciały jak szalone. Już jutro miałam wystąpić w telewizji przed milionową publicznością. Mimo, że ta wizja wciąż mnie przerażała, teraz byłam przekonana, że godząc się na to, postąpiłam dobrze. Wiedziałam, że Harry nie chciał mnie obciążać, ale rozumiałam jego pozycje. Ludzie będą zadawać mnóstwo pytań, i łatwych, jak i trudnych. To nieuniknione. Dlatego ignorując swoje obawy, postawiłam na pierwszym miejscu uczucia chłopaka, którego kocham.
Uwielbiałam czwartki, bo miałam wtedy tylko jeden godzinny wykład z rana. Dlatego, dzisiaj umówiłam się z Harry'm w studiu, gdzie miał się odbyć wywiad. Po tym mieliśmy się gdzieś przejść i ''pogadać'', cokolwiek miał na myśli. Spięłam włosy w kucyka, po czym ubrałam się w przygotowany zestaw. Gdy byłam już gotowa do wyjścia, opuściłam mieszkanie. Na parkingu dostrzegłam samochód Harry'ego. Uśmiechnęłam się i zaczęłam kierować się w stronę auta. Chłopak widząc to, opuścił pojazd i podszedł do mnie. Złożył pocałunek na moich ustach i uśmiechnął się. W naszym zwyczaju, równało się to po prostu ze zwykłym 'cześć'. Otworzył drzwi czarnego range rover'a i po chwili siedziałam już w skórzanym fotelu. W radiu cicho leciała jakaś piosenka, której niestety nie znałam. Oparłam głowę na własnej dłoni i przyglądałam się mijającym obrazom. Nigdy, przenigdy nie występowałam w telewizji. Wiem, że strasznie dramatyzuje, ale po prostu nigdy nie lubiłam być w centrum uwagi...Dlatego całe te flesze, gdy wychodzimy gdzieś z Harry'm są dość...Nietypowe, bynajmniej dla mnie. Gdyby kilka miesięcy temu ktoś powiedział mi, że będę spotykać się z jednym członków znanego na całym świecie boysbandu chyba umarłabym ze śmiechu. Żałuję, że nie poznaliśmy się w innych okolicznościach. Wiedziałam, że Harry próbuje żyć tak jak dawniej, ale to po prostu nie jest to do końca możliwe. Nigdy nie będzie tak jak dawniej i przerażała mnie myśl, że on doskonale o tym wie i musi o tym myśleć za każdym razem, gdy rano wstaje. Gdy pierwszy raz go zobaczyłam, było mi go naprawdę bardzo szkoda. Był na skraju wytrzymałości, widziałam to, inni to widzieli. Nie umiem nawet opisać jak bardzo imponuje mi tym, jak teraz żyje. Wciąż myśli pozytywnie, umie się uśmiechać. To co mu się stało, było niesprawiedliwie. Nigdy nie słyszałam o tym, żeby w wypadku samochodowym ktoś zniszczył sobie struny głosowe. Jak to jest w ogóle możliwe? Bardziej dołowało mnie jeszcze jedno 'ale'. Od kilku miesięcy starałam się o tym nie myśleć, jednak wiedziałam, że ten temat nie zniknie z mojej głowy. Co ja do cholery zrobię kiedy on wyjedzie? W końcu Anglia to jego dom. Nie wiem, co on zamierza zrobić, ale cokolwiek postanowi, ktoś będzie cierpiał. Jeśli postanowi zostać w Stanach, jego rodzina jak i europejskie fanki mnie znienawidzą, ja siebie z resztą też. Jednak jeśli postanowi wrócić do Anglii, moje serce tego nie wytrzyma. Nie wiem kiedy wpadłam w tą relację tak bardzo, ale nigdy takiego czegoś nie czułam. To było coś...niesamowitego.
Zobaczyłam, że samochód stanął na czerwonym świetle. Harry dotknął mojego uda, sprawiając bym na niego spojrzała.
-O czym myślisz?-spojrzał na mnie skoncentrowany.
-O nas-odparłam,ale nie zdążył nic odpowiedzieć, gdyż mój telefon zaczął dzwonić.-Przepraszam-wybełkotałam przykładając telefon do ucha.
-Halo?
-Mel, moglibyśmy się spotkać?-wszędzie poznałabym ten głos.
-Rush...-na wspomnienie tego imienia, poczułam na sobie wzrok Harry'ego, jednak postanowiłam kontynuować.-Ja nie wiem, czy to...
-Nie chcę niczego próbować, możesz być pewna. Chcę żebyś znów była moją przyjaciółką.
-Jestem nią-odparłam od razu. Mimo, że go nie widziałam, wiedziałam, że się uśmiecha.
-Więc mogłabyś ze mną porozmawiać, w cztery oczy?
-Może o 19.00 na naszym placu?-moje kąciki ust mimowolnie uniosły się ku górze na wspomnienia, które zaczęły napływać do mojej głowy.
-Będę czekał. Dziękuję, że się zgodziłaś.
-Nie ma sprawy. Do zobaczenia.
-Na razie, Mel.
Gdy się rozłączyłam, zobaczyłam, że stoimy na parkingu. Czułam na sobie intensywny wzrok chłopaka koło mnie. Odwróciłam się w jego stronę i gdy spotkałam się z jego tęczówkami poczułam lekkie ukłucie w sercu. Były smutne.
-Harry...-zaczęłam łagodnie, jednak nie pozwolił mi dokończyć. Objął moją twarz dłońmi i złączył nasze usta w pocałunku. Był pełen uczucia i delikatności. To było wręcz coś kojącego.
-Mam do ciebie prośbę-spojrzał w moje oczy.-Nie opuszczaj mnie, proszę.
Poczułam łzy w oczach. Objęłam go najmocniej jak potrafiłam. To ja chciałam to powiedzieć.
-Nigdy cię nie opuszczę. Kocham cię-szepnęłam w jego ucho, na co uścisnął mnie mocniej.
Odsunęliśmy się od siebie i nie mogliśmy oderwać od siebie wzroku. To wszystko, co działo się w moim życiu odkąd on się w nim pojawił było takie nierealne.
-Rush to przyjaciel, zamknięty rozdział...
-Ufam ci.
Te dwa słowa spowodowały, że po moim policzku popłynęła pojedyncza łza. Harry widząc to otarł ją i pocałował moje czoło.
-Chyba musimy już iść-uśmiechnął się, po czym wysiadł z auta i pomógł mi wyjść. Widząc fotografów pędzących w naszą stronę, splótł nasze palce i skierował się w stronę budynku z napisem studio 14.

Harry

Po niecałych dwóch godzinach, Rebecca producentka wywiadu pozwoliła nam odejść. Nie puszczałem dłoni Mel. Wiedziałem, że takiej dziewczynie jak jej trudno będzie się odnaleźć i nie mam nic złego na myśli. Jest po prostu przyzwyczajona, że jest osobą drugoplanową. Poza tym spojrzenia tych gości z obsady strasznie mnie wkurzały. Wpatrywali się w nią tak bezczelnie, jakby zaraz mieli się na nią rzucić jak hieny na padlinę. To, że łatwo staję się zazdrosny, jest prawdą. Dlatego ten cały Calum mnie trochę niepokoi. Tacy mili zawsze i dla wszystkich są najgorsi, moja babcia zawsze powtarzała to Gemm. W większości ta teoria się sprawdzała. Oczywiście nie miała na myśli, że powinna spotykać się z jakimś frajerem bez szacunku, ale że trzeba uważać komu się ufa. Mel zawsze szybko ufała ludziom. Otaczali ją tacy, którzy zawsze mówili prawdę i chcieli jej dobra, ja natomiast chyba bym już zginął, gdybym mówił wszystko każdej napotkanej osobie. Dlatego zaufanie Melanie zajęło mi trochę czasu. Teraz byłem pewien, że nigdy by mnie nie zawiodła i mogę liczyć na nią w każdej sytuacji. Mogę znieść dla niej nawet tego złamasa, Rush'a czy jak mu tam.
Nie puszczając jej dłoni szliśmy w stronę auta, ignorując flesze i pytania pochodzące z ust paparazzich.
Gdy znaleźliśmy się w środku, spojrzałem na dziewczynę, która znów zaczęła intensywnie myśleć. Postanowiłem zrobić to samo. Oczywiście skupiając się równocześnie na drodze. To co Louis mi wtedy powiedział, wciąż zakrzątało moje myśli. Czy to możliwe? Nie wiedziałem, co myśleć, poza tym, że nie powinienem się tak nakręcać. Jechałem dobrze znaną mi drogą, wciąż zastanawiając czy w ogóle mam jej to powiedzieć. Może pomoże mi podjąć decyzje? Mimo godzinnej drogi, czas zleciał szybko.
Zajechałem na miejsce, wyrywając nas oboje z zamyśleń. Mel rozejrzała się wokół i chyba nie poznała okolicy. Uśmiechnąłem się pod nosem. Uwielbiałem to miejsce, jednak nigdy nikogo tu nie zabierałem. Opuściliśmy samochód, a na twarzy brunetki pojawił się szeroki uśmiech.
-Boże, jak ja dawno nie byłam na plaży!-spojrzała na mnie, a moje kąciki ust uniosły się ku górze. Wystawiłem w jej stronę dłoń, którą od razu przyjęła. Słońce świeciło nad naszymi głowami, gdy schodziliśmy coś przypominającego schody. Zaprowadziłem ją do małej wnęki, która przypominała niedużą jaskinię. Widok stamtąd był niesamowity. Usiedliśmy na piasku i przyglądaliśmy się lekkim falom.
-Ale tu pięknie, skąd znasz to miejsce?-zwróciła się w moją stronę z ogromnym uśmiechem.
-Przez przypadek. Musiałem się zatrzymać z potrzebą-zaśmiała się i oparła swoją głowę o moje ramię. Zamknąłem na chwilę oczy i wsłuchiwałem się w cudny dźwięk oceanu. Powiem jej. Złapałem jej podbródek tak aby na mnie spojrzała. Pogładziłem ją po policzku i pocałowałem.
-Znalazłem zabieg.
-Jaki zabieg?-spojrzała na mnie zdezorientowana. Spuściłem wzrok na moje dłonie.
-Louis pokazał mi niekonwencjonalny zabieg, który sprawi na 65%, że znów będę mógł mówić-spojrzałem na jej reakcje, a ona wyglądała jakby trawiła tą informację.-Nie mam pojęcia, co z tym zrobić...
-Na czym on polega?
Opowiedziałem jej to, co powiedział mi Louis. Dość długą i zawiłą historię tej operacji. Mel, co jakiś czas kiwała głową.
-Są jakieś powikłania, jeśli coś pójdzie nie tak?
-Nie zanotowane. Jakaś kobieta odzyskała głos i słuch po ponad 10 latach...Ale sam nie wiem, co mam zrobić. Co jeśli akurat u mnie coś się wydarzy? Ten zabieg nie jest jeszcze zaakceptowany przez wszystkie szpitale...
Trawiliśmy chwilę w ciszy. Wiedziałem, że analizuje wszystkie informacje.
-Zależy ci na tym?
Zastanowiłem się nad tym pytaniem. Niby było proste, bo komu nie zależy na tym, żeby mógł normalnie mówić? Ale z drugiej strony, przez te kilka miesięcy poznałem zupełne inne życie. Gdyby nie moja głupota, nie poznałbym Mel. Myślę o niej cholernie poważnie. Nigdy nie byłem z kimś tak blisko. Z nią wszystko było naturalne, niewymuszone. Była niesamowitą osobą i zasługuje na wszystko, co najlepsze. Wiem, że ona taka nie jest i nie przyznałaby się do tego, ale jestem przekonany, że zastanawiała się, co by było gdybym jednak mówił. Ja i mój brak głosu to defekt. Chciałbym jej dać to na, co zasługuje. Kogoś w kim będzie miała oparcie. Kogoś kto będzie jej mówił jak ja kocha, a nie pokazuje jedynie palcami umowne znaki. Chcę to zrobić. Dla niej.
-Zależy-odpowiedziałem, a moja odpowiedź miała ukryte dno.
Uśmiechnęła się lekko i złapała moją dłoń. Pocałowała mnie i spojrzała swoimi dużymi brązowymi oczami.
-Wiesz, że kocham cię takiego jakim jesteś? Jeśli chcesz to zrobić, w porządku. Wspieram cię i jestem dla ciebie, ale zrób to dla siebie, nie dla mnie-powiedziała jakby czytając mi w myślach, po czym wtuliła się we mnie. Czując jej ciepło, zapach i troskę zdałem sobie sprawę z jednej rzeczy-wpadłem tak głęboko, że nic mnie nie uratuje. Jeśli postanowi odejść, nie wytrzymam tego.

wtorek, 15 kwietnia 2014

Rozdział 28

Proszę nie olewajcie notek i przeczytajcie.
Okej, powiem tyle, jest mi strasznie przykro z powodu tego, że tak mało osób się udziela. Rozumiem, że każdy z was ma swoje życie, ale napisanie chociaż słowa ''czytam'' motywuje mnie do pisania i dodawania. Nie wiem czy nagły brak komentarzy spowodowany był zmianą nazwy na twitterze, wyglądu czy po prostu brakiem zainteresowania, ale to naprawdę mnie boli. Proszę napiszcie chociaż jedno słowo i dajcie oznakę, że ktoś jeszcze czyta.

Melanie

Dziękowałam Bogu, że jutrzejsze wykłady odbywają się po południu. Wyszłam z łazienki ubrana w piżamę i opadłam zmęczona na łóżko. Jest dopiero parę minut po 20.00, a ja czuję się jakby był środek nocy. W domu panowała zupełna cisza. Mama była na nocnej zmianie, a Toby wyjechał do sanatorium, by móc otrząsnąć się po śmierci taty. Poczułam ogromne przygnębienie na tą myśl. Wciąż miałam wrażenie, że jest na misji w Afganistanie i za kilka miesięcy wróci. Nie mogłam znieść tego, że tak się nie stanie. Mój mózg chyba nie przyswoił jeszcze tego, że jego już po prostu nie ma.
Zamknęłam na chwilę oczy, a w mojej głowie pojawił się obraz Calum'a. Zdawał się być naprawdę miłym gościem. Oczywiście na początku, wszyscy są tacy, ale on przykuł moją uwagę i sama nie wiedziałam dlaczego. Jego uśmiech był ciepły, a oczy szczere. Pomógł mi choć nie musiał. Wciąż jednak nie byłam przekonana, co do piątkowej imprezy. Nigdy nie byłam szczególnie imprezową osobą, w przeciwieństwie do Vic. Ona uwielbiała zabalować. Stwierdzenie, że przeciwieństwa się przeciągają jest jak najbardziej trafne w naszym przypadku. Uśmiechnęłam się sama do siebie, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Gwałtownie otworzyłam oczy i ruszyłam w stronę wejścia. Banan nie mógł zejść z mojej twarzy, gdy w drzwiach ujrzałam Harry'ego. Miał z nieznanego mi powodu oczy pełne zmartwienia. Objął mnie w pasie i złączył nasze usta w pocałunku.
-Martwiłem się-oparł swoje czoło o moje.
-Czemu?-spojrzałam na niego i lekko się uśmiechnęłam.
-Nie odpisywałaś-odparł.
-Aa, tak przepraszam, upuściłam telefon na korytarzu i Cal zaproponował, że może mi go naprawić za połowę ceny-w głowie zdałam sobie sprawę, że właśnie skróciłam jego imię. Spojrzałam na Harry'ego, który wyglądał na lekko zmieszanego.-Wejdziesz? Nikogo nie ma w domu-przygryzłam dolną wargę i chyba przekonałam chłopaka, gdyż uśmiechnął się w ten swój charakterystyczny sposób. Wpuściłam go do środka i niemal natychmiast przywarł do mnie wargami. Odsunął się na chwilę, a w jego oczach widziałam czyste pożądanie.
-Wiesz, że łatwo staję się zazdrosny?-uniósł do góry jedną brew, na co się zaśmiałam.
-Nie masz o co, to tylko znajomy z roku-po tych słowach znów mnie pocałował, tylko tym razem o wiele dłużej i namiętniej. Pociągnęłam go za włosy, na co lekko jęknął w moje usta. Ściągnęłam jego kurtkę i oplotłam nogi wokół jego bioder. Wciąż się od siebie nie odrywając po omacku trafiliśmy na moje łóżko. Odsunęliśmy się od siebie i łapczywie łapaliśmy powietrze, którego bardzo nam brakowało. Czułam, że spodnie Harry'ego stają się ciasne. Objęłam jego twarz i przyciągnęłam do siebie. Gdy złączyliśmy nasze usta w kolejnym pocałunku usłyszałam dzwonek do drzwi. Oderwałam się lekko niezadowolona od mojego chłopaka i rzucając mu przepraszające spojrzenie, skierowałam się w kierunku drzwi. Zobaczyłam w nich nikogo innego niż Vic ubraną w swoje czerwone śpioszki. Miała zapłakane oczy i rozczochrany kucyk.
-Boże, co się stało?
Nic nie odpowiedziała, tylko zaczęła płakać. Nie miałam pojęcia co było powodem tego wybuchu, ale objęłam ją i przyciągnęłam do siebie. Po kilku minutach w korytarzu pojawił się Harry, który był w równym szoku, co ja. Wysłał mi pytające spojrzenie, na co odpowiedziałam lekkim wzruszeniem ramion. Tori podniosła głowę i spojrzała na chłopaka.
-O mój Boże, przepraszam! Przeszkodziłam Wam w czymś. Jestem beznadziejna...-przeraziła się.
-Vic, powiesz mi co się stało?-powiedziałam stanowczo.
-Josh ze mną zerwał i zostawił mnie dla tej dziwki Riley-powiedziała, po czym znowu się rozpłakała.
Godzinę później moja przyjaciółka zasnęła na moim łóżku. Po opowiedzeniu całej historii, była tak zmęczona  płaczem, że od razu odpłynęła. Nie mogłam uwierzyć, że Josh jej to zrobił. Dla Riley? Zamknęłam cicho drzwi i skierowałam się do salonu, w którym leżał Harry. On chyba również postanowił odpocząć. Uśmiechnęłam się do siebie. Wyglądał tak uroczo, kiedy spał. Wszystkie jego zmartwienia i problemy odlatywały. Wzięłam koc i chciałam go przykryć, jednak, gdy materiał dotknął jego ciała lekko otworzył oczy.
-Musimy pogadać-spojrzał na mnie wciąż zaspany.
-Śpij, jutro porozmawiamy-usiadłam koło niego i przykryłam nas kocem.
Pocałował mnie w czoło, po czym oboje zasnęliśmy.
Kilka dni później szłam właśnie w stronę uczelni. Muszę przyznać, że życie bez telefonu nie było łatwe. Mój nawyk słuchania muzyki,dzisiaj dawał się we znaki. Nuciłam sobie piosenkę Chloe Howl, gdy usłyszałam, że ktoś mnie woła. Odwróciłam się i ujrzałam Calum'a. Podbiegł do mnie i się uśmiechnął.
-Hej-odpowiedziałam mu tym samym.
-Przepraszam, że tak długo, ale trochę źle się czułem i nie było mnie w ogóle na uczelni-podał mi telefon z nowiutką szybką.
-Nie ma sprawy, naprawdę ci dziękuję. Ile mam ci zapłacić?-sięgnęłam do torby po portfel, jednak powstrzymała mnie jego dłoń.
-Przyjacielska usługa-powiedział.
-Nie ma mowy, to musiało być drogie.
-Kolega miał na zbyciu taką szybkę, więc kosztowało to dosłownie kilka centów.
-Jakoś wciąż ci nie wierzę-spojrzałam na niego.-Ale dziękuję to naprawdę miłe. Mam u ciebie dług.
-Możesz go spłacić przychodząc na piątkową imprezę-uśmiechnął się.
-Sama nie wiem...
-No proszę, będzie fajnie. Wyślę ci wszystko sms'em i zadecydujesz, okej?
-Nie masz mojego numeru-zauważyłam.
-Jednak ma się te sposoby i go zdobyłem-uśmiechnął się łobuzersko.
-Czy ten sposób to włamanie się do mojego telefonu?-zaśmiałam się.
-Włamanie do takie mocne słowo-powiedział i zrobił taką minę, że nie mogłam się powstrzymać od śmiechu.-Zapisałem też swój, wiesz tak na przyszłość-puścił do mnie oczko.
-Dziękuję.
-Wybacz ale muszę już lecieć na łacinę z kochaną profesor Rider.
-O do niej nie można się spóźniać, to zrozumiałe-powiedziałam udając jej ton, na co się zaśmiał.
-Do zobaczenia, Mel.
-Pa, Calcium-zaśmialiśmy się oboje, po czym schodami skierowałam się na zajęcia z panem Blackbow'em. Odblokowałam telefon i kliknęłam ikonkę 'kontakty'. Jako pierwszy i ulubiony pojawił się ''Super Calum''. Zaśmiałam się sama do siebie, po czym schowałam telefon do kieszeni spodni.
Cały wykład nie mogłam się skupić. Harry powiedział mi, że ma już ustalony pierwszy wywiad i poprosił mnie, żebym była tłumaczem. Nie widziałam tam siebie. Ja i telewizja to nie za dobre połączenie. Mam okropną tremę. Wiedziałam jednak, że powinnam wtedy z nim być. To pewnie wielkie nerwy i dla niego. W końcu ma wrócić do swojego normalnego życia, ale w dość nienormalnej dla show-biznesu sytuacji. Jako jego dziewczyna powinnam go wspierać, ale jako Melanie cholernie się boję. Rozmowa z Calum'em trochę odciągnęła mnie od tego, jednak teraz nie przestawałam o tym myśleć i to doprowadzało mnie do szaleństwa.

piątek, 4 kwietnia 2014

Rozdział 27

Hej :)
Dodaję szybciej, bo siedzę chora w domu i mam chęci do pisania, więc to wykorzystuję. I to w takim stopniu, że stworzyłam nowe opowiadanie, które będzie trochę inne od poprzednich. Będzie to thriller połączony z romansem i dramatem. W roli głównej Louis Tomlinson! Lakewood Fanfiction :) Naprawdę zaczynam się martwić, bo widzę, że co raz mnie osób komentuje :( Jednak jestem pod wrażeniem 80 tys. wejść, naprawdę wielkie wow! W tym rozdziale za dużo się nie dzieję, poza nowym bohaterem, którego możecie zobaczyć w zakładce bohaterowie (kocham go, jeju). Powiem tak, szykujcie się na bombę, dużo się będzie działo :) Jeszcze tylko 8 rozdziałów! :o
#muchlove
@hazzfaves

MUZYKA

Melanie

Oparłam się o ścianę i przyglądałam się Harry'emu bawiącego się z malutką Daisy i Faith. Wiedziałam, że jest czuły i kochany, ale nie wiedziałam, że ma tak ogromne serce. Witając się z Naną, okazało się, że Harry był tu już wcześniej na święta z zabawkami, i nawet w zeszłoroczne wakacje. Nigdy mi o tym nie mówił. Odwiedzał to miejsce częściej niż ja. Przygryzłam wargę, czego nie miałam w zwyczaju, ale na tak uroczy widok, nie mogłam się powstrzymać. Czułam ciepło w okolicy serca i wiedziałam, że to wszystko spowodowane jest tym cudownym chłopakiem przede mną. 
-Wiedziałem, że tak będzie-usłyszałam za sobą głos 23-latka.
-Nie mogłeś tego przewidzieć, sama tego nie planowałam-odparłam.
-Ale jednak to zrobiłem, znam cię od czasów kiedy nosiłaś jeszcze pieluchy i nie wiedziałaś, co to toaleta-Nash zaśmiał się, a ja uderzyłam go przyjacielsko w klatkę piersiową.
-Ale tak szczerze, cieszę się, że w końcu jesteś szczęśliwa...Szkoda, że akurat z nim, bo myślałem, że może jednak mam szansę, ale po przemyśleniu, mogę oddać ci jego i jego idealny tyłek-uśmiechnął się, a ja przewróciłam oczami.
-Dziękuję za tą uprzejmość-zaśmiałam się.
-Nie ma za co, Melanie Amelio McAvay.
-Ugh! Znowu to robisz!-parsknęłam i wymierzyłam delikatny cios w jego klatkę piersiową. Zaśmialiśmy się oboje, po czym podbiegł do nas Nate. Pociągnął mnie za dłoń i skierował do większej grupki dzieci. Wyjaśnił mi zasady gry ''Ja i ty'', po czym zaczęliśmy w nią grać. Po trzeciej turze, byłam wyczerpana. Ash zawołała wszystkich na kolacje, a ja zaczęłam rozglądać się za Harry'm, który zniknął z mojego pola widzenia.  Usiadłam na kanapie w kącie pokoju i na chwilę zamknęłam oczy. Poczułam, że ktoś siada na kanapie, na co lekko rozchyliłam powieki. Ujrzałam przed sobą uśmiechniętego Harry'ego.
-Powinnaś się wysypiać w nocy, a nie w dzień.
-Ile spałam?
-Dwie godziny.
-Przepraszam, zamknęłam na chwilę oczy i...
-Nie przepraszaj mnie za to, że zasnęłaś-uśmiechnął się szeroko.-Zbieramy się?-odwzajemniłam uśmiech, po czym przyjęłam dłoń, którą wystawił. Pożegnaliśmy się z wszystkimi, po czym skierowaliśmy się do wyjścia. To, co ujrzałam na zewnątrz było zupełnym szokiem. Przed budynkiem stało mnóstwo dziewczyn i fotografów. Widziałam, że szczęką Harry'ego się napięła. Ścisnęłam mocniej nasze dłonie. Przeciskaliśmy się przez tłum dziennikarzy i rozkrzyczanych fanek. Flesze raziły nasze twarze co kilka sekund.
Odetchnęliśmy głęboko, gdy znaleźliśmy się w aucie.
-Przepraszam.
-Przecież to nie twoja wina-powiedziałam, po czym zbliżył się do mnie i złożył krótki pocałunek na moich ustach.
-Kocham cię.
-Ja Ciebie też-uśmiechnęłam się, po czym znowu się pocałowaliśmy. Te słowa były dla mnie wciąż bardzo odległe. Kochałam Harry'ego, ale nie mogłam wyjść z podziwu, że ktoś taki jak on odwzajemniał moje uczucia.
-Czemu nie mówiłeś mi, że odwiedzałeś dom dziecka?-zapytałam, opierając o jego ramię. Leżeliśmy na kanapie, przykryci kocem oglądając powtórkę Sherlock'a Holmes'a.
-Nigdy nie pytałaś-uśmiechnął się łobuzersko, na co nie mogłam pozostać obojętna.
-Teraz pytam-odparłam.
-Sądzę, że bezinteresowna pomoc innym powinna być wrodzona w każdego człowieka, niestety nie zawsze tak jest. Lubię pomagać, ale nigdy o tym nikomu nie mówię, bo uważam to za normalne, tak jak zjedzenie śniadania czy coś podobnego. Rozumiesz?
Przeanalizowałam jego słowa w głowie. Miał stuprocentową rację. Skinęłam głową.
-Jesteś niesamowity-szepnęłam bardziej do siebie, jednak chłopak się uśmiechnął. Zbliżył się do mnie i złożył pocałunek na moich ustach.

Harry

Rano obudziłem się na kanapie. To był naprawdę zły pomysł, żeby tutaj zasypiać. Wstałem rozprostowując zbolałe mięśnie. Rozejrzałam się po pokoju, jednak nie dostrzegłem nigdzie Mel. Sięgnąłem po bokserki, które leżały na ziemi i szybko wsunąłem je na siebie. Rzuciłem okiem na hol, w którym były tylko moje buty i kurtka. Westchnąłem, po czym skierowałem się do kuchni. Na blacie zobaczyłem talerz z naleśnikami, na który zapach mój brzuch się odezwał. Zobaczyłem kartkę obok i uśmiechnąłem się szeroko.

Musiałam wyjść, mam zajęcia i trening. Dziękuję za wczoraj. Masz strasznie mocny sen, wiesz? Smacznego :) Kocham Cię, Mel xx

Spojrzałem na godzinę, którą wskazywał elektroniczny zegarek w piekarniku. 12.24. Zabrałem się za jedzenie naleśników, które swoją drogą były nieziemskie. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Cały czas mówiła mi jaki jestem niesamowity, a sama nie zdawała sobie sprawy, że nie jestem nawet w połowie tak dobry jak ona. Sięgnąłem po swój telefon i zalogowałem się na twittera. Dawno tego nie robiłem.

Naleśniki? Jestem na tak. Dziękuję x

Kliknąłem wyślij, a po chwili w moich interakcjach wszystko wybuchło. Przeglądałem tweety, gdy dostrzegłem coś, co mnie zainteresowało.

@Harry_Styles mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że teraz twoja kolej na robienie śniadania x

Uśmiechnąłem się do wyświetlacza jak głupek.

@melxmcavay nie ładnie tak na zajęciach używać telefonu x

Schowałem talerz do zmywarki, po czym skierowałem się do łazienki. Ten prysznic zdawał się teraz taki ogromny. Gorąca fala wody rozluźniła moje zmęczone mięśnie. Po szybkim prysznicu, ubrałem się i sięgnąłem po telefon, który pokazywał nową wiadomość.

Od: Louis
Jestem w LA, czy księżniczka chce po mnie przyjechać? Musimy się spotkać.

Melanie

Schowałam zeszyt do torby i przewieszając ją sobie przez ramię, niepewnie podeszłam do pani Donell, nauczycielki od anatomii.
-Przepraszam-kobieta w średnim wieku o ciemnej karnacji i czarnych , kręconych włosach odwróciła się w moją stronę.-Czy mogłaby pani...
-Na moich wykładach nie używa się telefonów-przerwała.
-Wiem, przepraszam i obiecuję, że to się nigdy nie powtórzy.
Kobieta przewróciła oczami i oddała mi urządzenie.
-Dziękuję-uśmiechnęłam się.
-Byle mi się to więcej nie wydarzyło-ostrzegła, po czym opuściłam salę.
Czułam się jak nastolatka, która chowa telefon w piórniku, żeby wredna nauczycielka od chemii nie zauważyła, że go używam. Niestety mi nie wyszło. Jednak, gdy tylko dostałam urządzenie z powrotem, weszłam na twittera i przeczytałam wiadomość od Harry'ego. Na mojej twarzy pojawił się ogromny banan, którego nie umiałam się pozbyć. Szłam przed siebie wciąż wpatrzona w telefon, gdyż pisałam z Vic, gdy nagle poczułam coś twardego i upadłam.
-Cholera-usłyszałam męski głos. Zauważyłam przed sobą dobrze zbudowanego chłopaka z ciemnymi włosami i niebieskimi oczami.
-Przepraszam-wybełkotałam. Chłopak wstał i podał mi dłoń. Niepewnie się jej chwyciłam i wstałam.-Dzięki, naprawdę przepraszam.
-Spoko, to tylko małe zderzenie-uśmiechnął się.
Sięgnęłam po torbę, która leżała na ziemi, a on schylił się po mój telefon.
-Chyba zbiłaś ekran-podał mi urządzenie.
-Niech to szlag-przeklęłam cicho pod nosem.
-Znam gościa, który może ci to naprawić po niższej cenie-zaproponował.
-Nie będę się narzucać...-powiedziała, choć bardzo chętnie przyjęłaby tą propozycje, gdyż nie stać ją na nowy telefon.
-To żadne narzucanie, zwykła pomoc-nie byłam pewna czy powinnam oddawać mój telefon w ręce obcego faceta.
-Ej ja cię nawet nie znam, czemu mi pomagasz?-zapytałam.
-Znam cię, ale ty mnie najwyraźniej nie-uśmiechnął.-Jestem Calum, chodzimy na te same zajęcia do Blackbow'a.
Próbowałam wytężyć pamięć. Calum, Calum...Coś mi to mówi.
-Siedzisz w ostatnim rzędzie koło gościa od łupieżu-pstryknęłam palcami.
-Taa, spóźniłem się na pierwsze zajęcia i tylko to miejsce było wolne-uśmiechnęliśmy się do siebie.
-Współczuję-zaśmiałam się.
Nawet nie wiem kiedy zaczęliśmy iść w kierunku pływalni.
-Masz już temat na pracę semestralną?-zapytał.
-Tak sądzę-odpowiedziałam. Wciąż nie byłam pewna czy mogę opisać przypadek Harry'ego.-A ty?
-Mam zamiar opisać kobietę o wielkich stopach. Jako jedyna na świecie ma to schorzenie. Nawet się już z nią umówiłem.
-O to dobry pomysł!
-A ty? Oczko w głowie Blackbow'a?
-Oczko?
-Jesteś jedyną studentką, której zna imię i nazwisko, to już coś.
-Nie, na pewno tak nie jest.
-Oj, zdziwiłabyś się. Na mnie mówi Calcium, bo powiedział, że przypominam wapno-nie mogłam powstrzymać śmiechu. Po chwili chłopak  dołączył do mnie.
-Zawsze coś-uśmiechnęłam się, gdy doszliśmy pod budynek pływalni.
-Pływasz?
-Kapitan drużyny-nie wiem czemu, ale pierwszy raz w życiu chciałam się tym pochwalić.
-To ogromny zaszczyt, że mogłem rozmawiać z kimś takiej rangi-zaśmialiśmy się.-To jak, już poznałaś mnie na tyle, żeby dać mi ten telefon?
Udawałam, że się zastanawiam.
-Hmm, myślę że tak. Naprawdę ci dziękuję, to mi bardzo pomoże-podałam Calum'owi komórkę, którą schował do swojej torby.
-Do usług. Myślę, że powinienem go przynieść za jakieś dwa dni-staliśmy jeszcze chwilę w miejscu patrząc się na siebie.-W ogóle w piątek mój kolega organizuje imprezę, chcesz może przyjść?
-Nie wiem, nie jestem raczej imprezową duszą jak moja przyjaciółka.
-Czuj się zaproszona i koleżanka też-uśmiechnął się.-Powodzenia na treningu.
-Dziękuję-odpowiedziałam po czym pchnęłam drzwi od szatni. 

wtorek, 1 kwietnia 2014

Rozdział 26

ZMIENIŁAM USERNAME NA TWITTERZE! @hazzfaves!

Melanie

Między nami zapanowała cisza. Słychać było tylko nasze głośne i szybkie oddechy. Spojrzałam na Rush'a, który nie odrywał wzroku od ziemi. Nie wiedząc, co powiedzieć, podeszłam do niego i zarzuciłam swoje ramiona wokół szyi. Objęłam go i ciasno przycisnęłam do siebie. Moja głowa opierała na jego klatce piersiowej. Poczułam jego ramiona wokół mnie, po czym na chwilę zamknęłam oczy. Nie wiedziałam, że jego ojciec znów pije i na samą tą myśl, poczułam nagłe wyrzuty sumienia. Tylko ja wiedziałam o jego tacie. Nie miał z kim porozmawiać czy chociaż się wyżalić. Tłumił to w sobie i w końcu wybuchł. Od razu do głowy przyszedł mi Harry. Robił dokładnie to samo.
-Przepraszam, że mnie z tobą nie było-szepnęłam, wciąż nie rozluźniając uścisku.
-To ja przepraszam, że tak cię potraktowałem... Gdybym tylko mógł cofnąć czas...
Odsunęliśmy się od siebie, po czym od razu spojrzałam na jego twarz.
-Myślę...Myślę, że powinieneś pójść do swojej mamy-wybełkotałam, przerywając panującą ciszę.
-Chyba masz rację-pierwszy raz spojrzał na mnie. W jego oczach widziałam bezbronnego 8-latka, który nie wie co się dzieję, a nie prawie 20-letniego chłopaka. To wszystko, to dla mnie wciąż szok.
-Dzwoń do mnie, jak coś. Kiedy chcesz-powiedziałam, po czym podszedł i jeszcze raz mnie przytulił.
-Dziękuję.
Opuściłam mieszkanie Rush'a, w którym nie było już jego taty i skierowałam się w stronę przystanku. Czułam się okropnie. Z jednej strony to on mnie zostawił, ale mogłam go chociaż wysłuchać. Musiał przechodzić przez to sam. Przed oczami pojawił mi się jego obraz leżący na swoim ojcu i wymierzający cios.  Mój ojciec nie żyje, jego jest agresywnym alkoholikiem. Nie wiem, co gorsze. Był moim przyjacielem odkąd pamiętam. Rozdzieliły nas różne szkoły, a w liceum znowu się spotkaliśmy i jakoś wyszło tak, że zostaliśmy parą. Szczerze, to poza Vic i Rush'em nikt nie był mi tak bliski.
Moje myśli nagle zaprzątał chłopak z tymi cholernie zielonymi tęczówkami. Mimo krótkiej znajomości, zdążyłam go pokochać i zaufać. Nigdy nie sądziłam, że coś takiego spotka mnie w tak wczesnym wieku. To uczucie jest tak mocne, że te trzy dni bez widzenia jego uśmiechu, naprawdę sprawiały, że moje serce bolało. Chyba nie jestem dobrą dziewczyną. Czy my w ogóle...? Westchnęłam głęboko. Przez ostatnie dni strasznie denerwowałam się tym niedzielnym obiadem. Nie chciałam go widzieć, gdyż czułam poczucie winy z powodu tej wizyty. Bałam się trochę jak Harry zareaguje. Może nie zrozumieć mojej relacji z Rush'em...Nie chcę jednak kłamać. Wyciągnęłam telefon i szybko wystukałam wiadomość.

Harry

Otworzyłem drzwi, w których stała Mel. Ubrana była w spódniczkę w kratę, białą koszulkę i jasnobrązowy płaszcz. Wyglądała jak anioł, choć tak naprawdę nie musi nic robić, żeby go przypominać. Boże tak bardzo się za nią stęskniłem, a minęły zaledwie 72 godziny. Całując ją w policzek, wpuściłem ją do środka. Miała w rękach szarą papierową torbę. Muszę przyznać, że trochę przeraził mnie jej sms ''Musimy się spotkać''.
-Pomyślałam, że może jesteś głodny?
W sumie nie byłem, ale gdy otworzyła papierowe opakowanie i poczułem cudny zapach najlepszego chińczyka w LA w moim brzuchu zaburczało. Uśmiechnąłem się i skinąłem głową.
-Coś mało jak na 2 osoby-odpakowałem biały kartonik.
-Bo to tylko dla ciebie-powiedziała i uśmiechnęła się lekko.
-Ty nigdy nic nie jesz-spojrzałem na nią i zobaczyłem nagłą zmianę jej mimiki.
-Byłam na obiedzie i o tym chciałam z tobą pogadać.
-O obiedzie?-zmarszczyłem brwi i posłałem jej pytające spojrzenie.
-Właściwie byłem na obiedzie u Rush'a-powiedziała powoli, spoglądając na swoje paznokcie, po czym znowu na mnie próbując wyczytać moje emocje. Usłyszałem to imię i poczułem ukłucie zazdrości...Ale i bólu. Nie widzieliśmy się 3 dni, a ona spędziła je ze swoim BYŁYM chłopakiem. Nagle straciłem apetyt. Nie wiedziałem, co mam myśleć, więc spojrzałem na nią czekając aż kontynuuje.
-Pewnie myślisz, że to dziwne... Ale ja i Rush... To coś innego-wybełkotała, a ja złapałem ją za dłonie, by dać jej znać by na mnie spojrzała.
-Jeśli chcesz powiedzieć, że wolisz jego, to po prostu powiedz-spojrzałem w ziemię. Nie chciałem żeby to powiedziała. Cholernie nie chciałem.Mógł jej dać to czego ja jej nie mogę. Wyglądała na strasznie rozdartą i to mnie właściwie strasznie przerażało.-Złamiesz mi tym serce, ale powiedz.
Spojrzałem na nią niepewnie, a ona się zaśmiała. Co to może oznaczać? Boże, ktoś powinien napisać książkę ''Jak zrozumieć kobiety?''. To najbardziej zagmatwane istoty na świecie.
-Nigdzie się na razie nie wybieram-powiedziała i złapała mnie za rękę.Poczułem ulgę, jednak wciąż byłem lekko zaniepokojony jej spotkaniem.-Chciałam, żebyś po prostu wiedział, że ja i Rush...Tak jakby...Się przyjaźnimy.
Oh. Spojrzałem na nasze splecione palce, po czym w jej orzechowe oczy. Niech Bóg mi świadkiem, że nigdy nie widziałem piękniejszych i bardziej szczerych od tych przede mną.
-Wyjaśnię ci wszystko. Nie chcę mieć przed tobą żadnych tajemnic-szepnęła, a ja poczułem przyjemne ciepło, którego nigdy wcześniej nie doznałem.
-Ja też-poruszyłem ustami, gdyż nasze dłonie wciąż były splecione.
-Kocham cię-powiedziała niemal niesłyszalnym głosem.
-Ja ciebie też.
Te słowa, mimo, że już wcześniej przez nas wypowiedziane, wciąż sprawiały, że przez moje ciało przelatywał gorący dreszcz. Nie wiem czy to kiedyś minie, ale jak na razie się nie zapowiada. Zbliżyłem się i objąłem jej twarz. Ta dziewczyna jest po prostu chodzącym ideałem. Wiem, że one nie istnieją, ale Mel jest 100% wyjątkiem. Nasze usta się zetknęły, a ja poczułem się jakbym zatrzymał się w niebie na kilka sekund.
-Chcę ci coś pokazać-uśmiechnęła się i pociągnęła mnie za rękę.
Zatrzymaliśmy się pod dość sporym budynkiem. Nie miałem pojęcia dokąd ta dziewczyna mnie zaprowadziła, ale po prostu zdając się na nią kierowałem się jej wskazówkami, jak dojechać na miejsce.
Uśmiechnęła się do mnie i złapała mnie za dłoń.
-Ja i Rush poznaliśmy się tutaj-powiedziała, a ja zacząłem zastanawiać się czemu mnie tu przyprowadziła. Spojrzałem na tabliczkę z napisem ''Dom Dziecka''. Po czym mój wzrok przeniosłem na Mel.-Nie byłam adoptowana, ale on tak. Przychodziłam tu od dziecka wraz z moją mamą, gdyż sama była wychowanką tego domu. Miał rok, kiedy jego rodzice zginęli w wypadku. Kiedy 3 lata później spotkałam go stojącego w kącie i płaczącym, podeszłam do niego i tak to się wszystko zaczęło. Wysłuchałam go, a on mnie. To niesamowite ile mieliśmy zrozumienia mając zaledwie 4 lata. Opiekowaliśmy się sobą i przychodziłam tam o wiele częściej niż zazwyczaj. Kiedy Rush miał 5 lat, adoptowała go pani Miller. Strasznie się cieszył, gdyż jego mama to cudowna kobieta, cieszyłam się z resztą razem z nim. Niestety długo to nie potrwało, bo Rush został posłany przez rodziców do szkoły prywatnej, na którą mnie nie było stać. Tak nasz kontakt się urwał. Spotkaliśmy się znowu w liceum. Pracowałam bardzo ciężko, żeby dostać stypendium w tej szkole, a potem okazało się, że on też tam chodzi. Jego ojciec jest alkoholikiem, niby nie pił przez 10 lat, ale znowu do tego wrócił i on...Jest naprawdę agresywny, gdy zbyt dużo wypije. Czuję po prostu, że powinnam mu pomóc, poza tym znamy się od zawsze i nie chcę zostawiać go samego. Kochałam go, przyznaję, ale nie po tym, co mi zrobił...
Wciąż trzymając ją za dłoń spojrzałem w jej oczy. Były mokre i czułem, że zaraz się popłacze. Nienawidziłem tego widoku.
-Ale wciąż jest dla mnie ważny. Jako przyjaciel oczywiście. Wiem, że to pogmatwane, ale...
-To nie jest pogmatwane. Rozumiem cię-stwierdziłem zupełnie szczerze.
-Rozumiesz?-zdawała się być w zupełnym szoku. W pewnym sensie tak. Nie byłem jednak pewny, co powinienem jej powiedzieć.
-Byliście przyjaciółmi przez prawie całe życie, trudno nagle zapomnieć.
Uśmiechnęła się szeroko i już wiedziałem, że podjąłem dobrą decyzję. Nie chcę jej stracić. Poza tym ufam jej i wiem, że nigdy nie byłaby wstanie skrzywdzić nawet muchy.
-Wiesz, to niesamowite jak bardzo niesamowity jesteś-powiedziała, a ja chciałem się roześmiać na jej słowa.
-Powiedziała pani idealna-uśmiechnąłem się.
-Ja? Oj daleko mi do ideału-zauważyłem jak się rumieni i spuszcza wzrok.
Nigdy nie rozumiałem jak to jest, że dziewczyny mają aż tak ogromne kompleksy. To chyba po prostu kobieca natura.
-Masz rację, nie ma ideałów, ale ty jesteś najbliżej tego, żeby to się zmieniło.
Zaśmiała się i delikatnie walnęła mnie w ramię.
-Nie podlizuj się-''pogroziła'' mi i odpięła pasy.
-Gdzie idziesz?-spojrzałem na nią.
-Do środka i ty idziesz ze mną-odpowiedziała z zadziornym uśmieszkiem, który ostatni raz widziałem w nocy. Uśmiechnąłem się, po czym dołączyłem do brunetki.

czwartek, 27 marca 2014

Rozdział 25

Hej!
Przepraszam za obsuwę, ale nie miałam za dużo czasu w tym tygodniu.
Chciałabym Was zaprosić na mojego nowego bloga Lakewood Fanfiction, na którym rozdział pierwszy pojawi się po skończeniu Wordlessa (za 10 rozdziałów!). Jak na razie, jeśli macie ochotę i lubicie czytać moje wypociny zapraszam do zakładki Informowani.



Harry

Sięgnąłem po 10-kilogramowe hantle i powoli uniosłem je ku górze. Po godzinie treningu pot lał się ze mnie niczym Amazonka, ale nie przeszkadzało mi to. Uwielbiałem to uczucie zmęczenia, ale przede wszystkim satysfakcji. To prawie jak po dobrym seksie. Oczywiście nie mogłem dać z siebie wszystkiego ze względu na lekarzy, którzy zabronili mi się przemęczać. Pewnie miałbym ich gdzieś, gdyby nie to, że Mel prosiła mnie żebym uważał. Wytarłem pot białym ręcznikiem i upiłem łyk zimnej wody mineralnej. Sięgnąłem po telefon. Zero wiadomości. Nie byłem chłopakiem, który obsesyjnie jest zazdrosny o dziewczynę, ale nie odzywała się od trzech dni i trochę mi jej brakowało. Poprawka, cholernie mi jej brakowało i to mnie przerażało. Jeśli nie wymyślą żadnego sposobu żebym mógł znów mówić, pewnie wrócę do Londynu. Wciąż nie mogłem pogodzić się z myślą, że nigdy nie powiem już mamie, że ją kocham. Nigdy nie powiem fanom, ile dla mnie znaczą. Nigdy nie powiem Mel jak bardzo jest dla mnie ważna. Nigdy już nie zaśpiewam. To takie nierealne, a jednak prawdziwe. Myślałem, że pogodziłem się z tą myślą, ale wciąż wzbudzała ona we mnie gniew. Zamachnąłem się i z całej siły uderzyłem worek treningowy, który wisiał tuż przede mną. Ubrałem rękawice i walnąłem tak jeszcze z 30 razy. Gdy skończyłem tą czynność opadłem na ziemię, a w moich oczach poczułem nadchodzące łzy.

Melanie

Po kilku minutach stania w osłupieniu, niepewnie opuściłam pokój Rush'a. Jego mama krzątała się po kuchni, ale jego nigdzie nie było. Tak jak i jego taty.
-Pomóc w czymś?-spytałam, na co kobieta się uśmiechnęła.
-Kochanie, już wszystko gotowe usiądź tylko do stołu. Posłusznie wykonałam jej prośbę. Przyjrzałam się nakryciu, które było na cztery osoby.
-Rush!-pani Miller zawołała syna i kładąc gorącą lasagne na stole, zdjęła fartuch. Usiadła na przeciwko mnie. Do pokoju wszedł Rush, którego wzrok padał wyłącznie na ziemię. Zajął miejsce koło mnie i wciąż nie odrywając wzroku od talerza, nalał sobie wody. To zachowanie było naprawdę dziwne. Wiem, że sytuacja między nami jest trochę dziwna, ale coś w mojej głowie mówiło, że nie chodzi tylko o to.
-I jak? Kiedy będzie tata?-spytała mama Rush'a.
-Nie przyjdzie...Jest zajęty-rzucił chłodno.
-Oj...To nic zaczniemy bez niego-uśmiechnęła się lekko i nałożyła mi spory kawałek lasagne.
Obiad przeminął w dziwnej atmosferze. Pani Miller jak zwykle była kochana i urocza. Pytała się co u mnie, jak studia i wolontariat. Mimo tak ciepłej kobiety przede mną i pysznego jedzenia, nie mogłam skupić się na niczym innym niż dziwny humor chłopaka koło mnie.
Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Ujrzałam przed sobą pana Millera. Wyglądał inaczej niż jak go zapamiętałam. Miał kilkudniowy zarost, a jego zazwyczaj nienagannie wyprasowana koszula była cała pomięta. Mamrotał coś pod nosem, jakby był pijany, jednak z tego, co wiem był abstynentem od jakiś 10 lat. Kiedyś miał problemy z alkoholem, ale skończył z tym kiedy Rush miał 9 lat. Napotkał na mnie swoim spojrzeniem, w którym dostrzegłam tylko pustkę. Zatoczył się lekko do przodu. Spojrzałam na mamę Rush'a, która miała łzy w oczach, a potem na jej syna. Zaciskał szczękę, a w jego orzechowych oczach dostrzegłam pogardę i złość. Uformował dłonie w pięści po czym wstał od stołu i trzasnął drzwiami od swojego pokoju. Pan Miller zaśmiał się tylko i bełkocząc coś położył się na kanapę.
-Miałeś nie pić!
-Zabronisz mi?-warknął i wtedy przypomniałam sobie ważną informację. Po alkoholu był bardzo kłótliwy, a czasem nawet agresywny.
-Terapeuta ci...
-Mam na niego wyjebane. Mam wyjebane na wszystko, okej? Możesz dać mi już spokój czy może znowu mam ci pokazać kto tu rządzi?!-krzyknął, a pani Miller uciekła z płaczem do łazienki. Nie powinnam być tego świadkiem. Nie umiałam jednak ruszyć się z miejsca. To wszystko do mnie nie docierało. Od wielu lat państwo Millerowie uchodzili za najbardziej dopasowaną parę.
-A ty co się tak gapisz, lalusiu?-rzucił, po czym zaczął się zbliżać w moim kierunku.-Kim ty w ogóle jesteś? Pewnie mnie oceniasz, co? Panna idealna, ze sławnym chłopakiem, najlepsze oceny...Jaki sekret ty ukrywasz, co?
-Ale ja...-nie zdążyłam nic powiedzieć, gdyż przyłożył swoje duże, chłodne dłonie do mojej szyi. Nie trwało to jednak długo. Chwilę mi zajęło, żeby zorientować się, co się dzieję. Rush leżał na swoim ojcu i wymierzał właśnie kolejny cios w jego zakrwawioną już lekko twarz.
-Boże, Rush!-krzyknęłam, próbując odciągnąć chłopaka.-Przestań! Proszę!
Do moich oczu zaczęły napływać łzy i dopiero wtedy wstał. Jego ojciec powoli wstał.
-Ty mały gnojku! Jestem twoim ojcem!
-Już nim nie jesteś i doskonale o tym wiesz-splunął i łapiąc mnie za rękę wziął mnie do swojego pokoju.