piątek, 11 lipca 2014

Epilog

No i doszliśmy do końca ''Wordless''. Nie ma słów, którymi mogłabym podziękować wszystkim, którzy czytają. Ponad 116 tysięcy wejść, 104 obserwatorów, 729 komentarzy...Po prostu wow. Nie mogę uwierzyć, że aż tyle osób chce czytać moje wypociny. Dziękuję wszystkim, którzy mnie wspierali, byli od początku, jak i później. "Wordless" jest pierwszym moim 'poważnym' blogiem i pierwszym, który w całości skończyłam. Czuję się trochę jak matka dziecka, które opuszcza dom. Chciałabym Was wszystkich wyściskać! Dzięki, że wytrzymywaliście moje kaprysy, gdy miałam brak weny i czekaliście. To znaczy dla mnie naprawdę wiele. Pamiętam jak zaczynałam pisać to opowiadanie jak wczoraj, a dzisiaj je kończę.
Jeśli ktoś stąd nadal chciałby poczytać "coś mojego" to zapraszam na linki poniżej. Dziękuję jeszcze raz, jesteście najlepsi! xx

Lakewood (hehe wróciłam)
Planuję już kolejne opowiadania, więc zapraszam na mojego twiterra ((klik)) żeby wiedzieć co i jak :D

#muchlove
@wiggleash

No i po raz ostatni jużMUZYKA

3 lata później...

-To już ostatni-powiedział z wyraźną ulgą w głosie Harry. Spojrzałam na biały karton z napisem ''książki'' i faktycznie była to ostatnia rzecz do wniesienia. Oboje byliśmy już wyczerpani, a to dopiero początek. Mieszkanie było przestronne i praktyczne. Ściany o kolorze kawy z mlekiem w połączeniu z białymi, tworzyły przyjemną atmosferę. Na środku salonu stała już beżowa kanapa i śnieżnobiały fotel. Mały stolik zawalony był naszymi nierozpakowanymi rzeczami. Mimo, że zostało nam jeszcze wiele do zrobienia, już wiedziałam, że będzie nam się tu dobrze mieszkać. Podeszłam do drzwi balkonu, z którego można było dostrzec wspaniałą panoramą Londynu. 
Poczułam dłonie na talii, przez co na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech. Jego usta zetknęły się ze skórą na mojej szyi, jednak przyjemne dreszcze przeszły przez całe moje ciało. Z resztą to zawsze się działo, gdy się dotykaliśmy. 
-Harry, twoja mama zaraz tu będzie-zwróciłam mu uwagę, gdy swoimi pocałunkami zaczął schodzić niżej. 
-Pojechała z twoją odebrać Toby'ego-wybełkotał nie przerywając swojej czynności. Przygryzłam wargę i gwałtownie odwróciłam się w stronę chłopaka. Wpiłam się w jego usta, na co Harry przycisnął mnie do siebie. Oderwałam się na chwilę by spojrzeć w jego oczy. Widziałam w nich dokładnie to samo, co czułam. Troskę, namiętność, zaufanie i miłość. To wszystko wystarczyło mi, bym wyjechała do innego kraju oddalonego tysiące kilometrów od Los Angeles. Teraz tu będzie mój nowy dom i założę go z chłopakiem, którego kocham. Gdy Harry podsunął mi ten pomysł, powiedziałam mu, że jest szalony, ale z dnia na dzień, cały ten plan zdawał się być co raz bardziej realny. Szczerze? Miasto Aniołów skrywało za sobą okropne wspomnienia, więc gdy powiedziałam mamie i Toby'iemu wyglądali na szczęśliwych. Rehabilitacja Harry'ego szła naprawdę dobrze. Wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, że nie będzie mógł już jeździć w trasy, koncertować tak jak za dawnych lat, ale nie chcieliśmy, żeby przyćmiło to szczęście, które poczuliśmy gdy jego mowa wróciła. Po prostu go wspieraliśmy i myślę, że to mu wystarczało. Vic wyjechała do Australii i mimo, że bardzo mi jej brakuje, wiem, że obie jesteśmy teraz tam gdzie powinnyśmy być. Myśląc o tym wszystkim i widząc Harry'ego przed sobą nie mogłabym się nie uśmiechnąć. Chłopak zrobił dokładnie to samo.
-Co jest?-spytał nie odrywając swojego wzroku ode mnie.
Zaśmiałam się, po czym cmoknęłam usta bruneta.
-Po prostu jestem szczęśliwa-odparłam, na co uśmiech Harry'ego jeszcze bardziej się poszerzył. Złapał mnie za uda, na co pisnęłam, a on zaczął się śmiać. Dołączyłam do niego, gdy owinęłam swoje nogi wokół jego bioder. Śmialiśmy się i całowaliśmy na zmianę, aż zabrakło nam tchu. Sprawiał że czułam się dobrze, że zapominałam o problemach, że umiał poprawić mi humor samym spojrzeniem.
Siedziałam na blacie w kuchni, w której nie wiadomo jak się znaleźliśmy trzymając swoje ramiona na jego barkach. 
-Kocham cię-powiedziałam z przekonaniem.
-Ja ciebie mocniej-odparł z uśmiechem gładząc mój policzek. 
I to było wszystko czego potrzebowałam. 

czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział 35

Chciałam tylko przeprosić za zwłokę. Jeśli chodzi o notkę (jeśli kogoś to interesuje haha), to rozpiszę się pod epilogiem :)


Harry

Nie umiałem pozbyć się uśmiechu z mojej twarzy, gdy na nią patrzyłem. Jej śmiech sprawiał, że miało się ochotę żyć. Jej pełne życia oczy, aksamitny głos, długie włosy... Nie wiem, co takiego zrobiłem, że tak cudowna osoba jak ona jest przy mnie teraz i trzyma mnie za rękę.
Słyszałem stłumiony dźwięk fal uderzających o brzeg i czułem smak soli na moich ustach. W środku roznosiło mnie przyjemne ciepło. Spojrzałem na nasze splecione palce. Wciąż tu była. Uniosłem jej dłoń i przyłożyłem ją do moich ust.
-Kocham cię-pierwszy raz w życiu wypowiedziałem te słowa na głos. Nigdy nie czułem czegoś takiego. Chciałbym to wykrzyczeć, tak aby wszyscy wiedzieli. Coś jednak było nie tak. Nie słysząc odpowiedzi, której byłem pewien odwróciłem głowę w jej kierunku.
-Harry, ja...-spuściła wzrok na nasze dłonie, po czym wyplątała swoją.-Ja po prostu... Nie jestem gotowa.
Jej twarz rozmyła się przed moimi oczami i nic nie mogłem na to poradzić. Rozsypała się niczym piasek. Wszystko przysłoniła mgła. Miejsce koło mnie było teraz puste. Tak jak ja. Odeszła. Odeszła z częścią mnie i już nie wróci. To złamało moje serce. Złamało wszystko czym dotąd żyłem.
Minęło trochę czasu. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia ile, ale czułem jakby była to wieczność. Ból, który czułem w klatce piersiowej jest nie do opisania. Sam już nie wiedziałem czy były to łzy bólu czy raczej złości. To jedyne uczucia, które występowały w moim życiu. Żyłem, tak mi się przynajmniej zdawało. Słońce przebijało się przez zasłonięte rolety, przez co stawało się jedynym światłem w pokoju. Chciałbym odnaleźć to światło w moim życiu. Kogoś kto sprawi, że wszystkie ciemności będą jasne. Chciałbym móc po prostu spojrzeć na nią i widzieć w niej moje odzwierciedlenie perfekcji. Kogoś kto będzie przy mnie i samym spojrzeniem sprawia, że wszystko jest jasne jak słońce. Kogoś kto mnie pokocha.
Nie wiem co się działo. Przed oczami miałem obraz jej długich blond włosów, niebieskich oczu i wszystkie wspomnienia, które razem wykreowaliśmy. Zdawały się być prawdziwe. Jak mogła tak długo udawać?
Nie dam rady sam, wiedziałem to. Potrzebowałem kogoś, z tego także zdawałem sobie sprawę. Ale co mogłem na to poradzić, gdy utknąłem w czterech ścianach? Cztery ciemne ściany były moim więzieniem i nie mogłem się z niego wydostać. Nie było żadnych okien, drzwi, niczego. Tylko łóżko i plastikowa, pomarańczowa fiolka w mojej dłoni. Uśmiechnąłem się gorzko i odkręciłem białe wieczko. Gdybym miał opisać co czuję, potrafiłbym to zrobić jednym słowem. Nic.
To wszystko i tak trwało już wystarczająco długo. Nagle poczułem ciepły dotyk czyjejś dłoni na własnej. Złość i ból ustały jak za dotknięciem magicznej różdżki. Przede mną stała brunetka w za dużej białej koszulce, jeansach i brązowymi włosami spiętego w kucyka. Uśmiechnęła się lekko w moim kierunku, a na jej idealnych kościach policzkowych pojawiły rumieńce, gdy spojrzałem w jej oczy. Stała co najmniej metr ode mnie, ale czułem dotyk jej dłoni.
-Nie rób tego-to wszystko co usłyszałem. Potem wszystko stało się jasne.

Melanie

-Harry?-spojrzał na mnie swoimi zielonymi oczami i uśmiechnął się lekko. Chwycił moją dłoń, a ja nie mogłam już powstrzymać łez i uśmiechu cisnącego się na moje usta.
-Mel-szepnął.
-Jesteś idiotą-mówię przez łzy, nie zważając na innych w pomieszczeniu.-Ale cię kocham.
-To dobrze, bo ja ciebie też-dopiero dociera do mnie jego piękny głos, który jakimś cudem odzyskał. Nie mogę pozbyć się banana z mojej twarzy, oraz łez płynących po moich policzkach. -Ej, odzyskałem głos-powiedział po czym wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Dobrze jest mieć tego debila z powrotem-odpowiedział Louis, na co znowu wszyscy się roześmiali. Mimo, że teraz żartują, wiem, że tak naprawdę dopiero kilka sekund temu odetchnęli.
Stałam przy szklanej szybie przyglądając się uśmiechniętemu Harry'emu ze swoją siostrą i mamą. To był zdecydowanie jeden z moich ulubionych widoków. Nie mogłam zostać obojętna, więc moje kąciki ust automatycznie się podniosły.
-Chłopak to szczęściarz i pechowiec w jednym, niespotykane-koło mojego boku pojawił się pan Blackbow. Spojrzałam na mojego wykładowcę i ujrzałam, coś czego się nie spodziewałam. Uśmiechał się. Powróciła jego pewność siebie i było to widać.
-Gratuluję-powiedział i wręczył mi skoroszyt.
-Co to takiego?
-Twoja praca.
Spojrzałam na okładkę na której widniał napis 100%.
-O mój Boże, naprawdę?
Spojrzałam na niego i prawie chciałam go wyściskać, ale on tylko uśmiechnął się w ten swój charakterystyczny sposób.
-Widzimy się na zajęciach. Lubię cię, nie zmarnuj tego-po tych słowach wyszedł, a ja zdałam sobie sprawę z bardzo ważnej rzeczy, o której marzyłam od małego. Jestem szczęśliwa i nic innego się w tym momencie nie liczyło.