czwartek, 27 marca 2014

Rozdział 25

Hej!
Przepraszam za obsuwę, ale nie miałam za dużo czasu w tym tygodniu.
Chciałabym Was zaprosić na mojego nowego bloga Lakewood Fanfiction, na którym rozdział pierwszy pojawi się po skończeniu Wordlessa (za 10 rozdziałów!). Jak na razie, jeśli macie ochotę i lubicie czytać moje wypociny zapraszam do zakładki Informowani.



Harry

Sięgnąłem po 10-kilogramowe hantle i powoli uniosłem je ku górze. Po godzinie treningu pot lał się ze mnie niczym Amazonka, ale nie przeszkadzało mi to. Uwielbiałem to uczucie zmęczenia, ale przede wszystkim satysfakcji. To prawie jak po dobrym seksie. Oczywiście nie mogłem dać z siebie wszystkiego ze względu na lekarzy, którzy zabronili mi się przemęczać. Pewnie miałbym ich gdzieś, gdyby nie to, że Mel prosiła mnie żebym uważał. Wytarłem pot białym ręcznikiem i upiłem łyk zimnej wody mineralnej. Sięgnąłem po telefon. Zero wiadomości. Nie byłem chłopakiem, który obsesyjnie jest zazdrosny o dziewczynę, ale nie odzywała się od trzech dni i trochę mi jej brakowało. Poprawka, cholernie mi jej brakowało i to mnie przerażało. Jeśli nie wymyślą żadnego sposobu żebym mógł znów mówić, pewnie wrócę do Londynu. Wciąż nie mogłem pogodzić się z myślą, że nigdy nie powiem już mamie, że ją kocham. Nigdy nie powiem fanom, ile dla mnie znaczą. Nigdy nie powiem Mel jak bardzo jest dla mnie ważna. Nigdy już nie zaśpiewam. To takie nierealne, a jednak prawdziwe. Myślałem, że pogodziłem się z tą myślą, ale wciąż wzbudzała ona we mnie gniew. Zamachnąłem się i z całej siły uderzyłem worek treningowy, który wisiał tuż przede mną. Ubrałem rękawice i walnąłem tak jeszcze z 30 razy. Gdy skończyłem tą czynność opadłem na ziemię, a w moich oczach poczułem nadchodzące łzy.

Melanie

Po kilku minutach stania w osłupieniu, niepewnie opuściłam pokój Rush'a. Jego mama krzątała się po kuchni, ale jego nigdzie nie było. Tak jak i jego taty.
-Pomóc w czymś?-spytałam, na co kobieta się uśmiechnęła.
-Kochanie, już wszystko gotowe usiądź tylko do stołu. Posłusznie wykonałam jej prośbę. Przyjrzałam się nakryciu, które było na cztery osoby.
-Rush!-pani Miller zawołała syna i kładąc gorącą lasagne na stole, zdjęła fartuch. Usiadła na przeciwko mnie. Do pokoju wszedł Rush, którego wzrok padał wyłącznie na ziemię. Zajął miejsce koło mnie i wciąż nie odrywając wzroku od talerza, nalał sobie wody. To zachowanie było naprawdę dziwne. Wiem, że sytuacja między nami jest trochę dziwna, ale coś w mojej głowie mówiło, że nie chodzi tylko o to.
-I jak? Kiedy będzie tata?-spytała mama Rush'a.
-Nie przyjdzie...Jest zajęty-rzucił chłodno.
-Oj...To nic zaczniemy bez niego-uśmiechnęła się lekko i nałożyła mi spory kawałek lasagne.
Obiad przeminął w dziwnej atmosferze. Pani Miller jak zwykle była kochana i urocza. Pytała się co u mnie, jak studia i wolontariat. Mimo tak ciepłej kobiety przede mną i pysznego jedzenia, nie mogłam skupić się na niczym innym niż dziwny humor chłopaka koło mnie.
Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Ujrzałam przed sobą pana Millera. Wyglądał inaczej niż jak go zapamiętałam. Miał kilkudniowy zarost, a jego zazwyczaj nienagannie wyprasowana koszula była cała pomięta. Mamrotał coś pod nosem, jakby był pijany, jednak z tego, co wiem był abstynentem od jakiś 10 lat. Kiedyś miał problemy z alkoholem, ale skończył z tym kiedy Rush miał 9 lat. Napotkał na mnie swoim spojrzeniem, w którym dostrzegłam tylko pustkę. Zatoczył się lekko do przodu. Spojrzałam na mamę Rush'a, która miała łzy w oczach, a potem na jej syna. Zaciskał szczękę, a w jego orzechowych oczach dostrzegłam pogardę i złość. Uformował dłonie w pięści po czym wstał od stołu i trzasnął drzwiami od swojego pokoju. Pan Miller zaśmiał się tylko i bełkocząc coś położył się na kanapę.
-Miałeś nie pić!
-Zabronisz mi?-warknął i wtedy przypomniałam sobie ważną informację. Po alkoholu był bardzo kłótliwy, a czasem nawet agresywny.
-Terapeuta ci...
-Mam na niego wyjebane. Mam wyjebane na wszystko, okej? Możesz dać mi już spokój czy może znowu mam ci pokazać kto tu rządzi?!-krzyknął, a pani Miller uciekła z płaczem do łazienki. Nie powinnam być tego świadkiem. Nie umiałam jednak ruszyć się z miejsca. To wszystko do mnie nie docierało. Od wielu lat państwo Millerowie uchodzili za najbardziej dopasowaną parę.
-A ty co się tak gapisz, lalusiu?-rzucił, po czym zaczął się zbliżać w moim kierunku.-Kim ty w ogóle jesteś? Pewnie mnie oceniasz, co? Panna idealna, ze sławnym chłopakiem, najlepsze oceny...Jaki sekret ty ukrywasz, co?
-Ale ja...-nie zdążyłam nic powiedzieć, gdyż przyłożył swoje duże, chłodne dłonie do mojej szyi. Nie trwało to jednak długo. Chwilę mi zajęło, żeby zorientować się, co się dzieję. Rush leżał na swoim ojcu i wymierzał właśnie kolejny cios w jego zakrwawioną już lekko twarz.
-Boże, Rush!-krzyknęłam, próbując odciągnąć chłopaka.-Przestań! Proszę!
Do moich oczu zaczęły napływać łzy i dopiero wtedy wstał. Jego ojciec powoli wstał.
-Ty mały gnojku! Jestem twoim ojcem!
-Już nim nie jesteś i doskonale o tym wiesz-splunął i łapiąc mnie za rękę wziął mnie do swojego pokoju.

wtorek, 18 marca 2014

Rozdział 24

Hej!
Na samym początku, nie narzekam, tylko mówię (a właściwie piszę, błąd logiczny, ups). Widzę statystyki i czasami mi smutno. Spędzam wiele czasu nad pisaniem dla Was i naprawdę to uwielbiam, ale gdy widzę, że proszę aby każdy skomentował i jest 20 komentarzy a na dole w ankiecie 65 osób głosowało, to naprawdę nie jest miłe. Nie piszę tych notek dla siebie(tekst nauczyciela). A gdy je omijacie nie wiecie dlaczego rozdziały są takie, dodawane wtedy itp. Myślę, że dodaję dość często. Patrząc na to, że tak mało osób komentuje. To naprawdę mi nie pomaga. Jeśli chcecie aby rozdziały były dodawane częściej, proszę dajcie coś od siebie. Jeśli zobaczę, że Wam zależy zepnę tyłek i będę siedzieć nawet całą noc, żeby napisać rozdział. Ale, gdy widzę kilka komentarzy i tylko czemu takie krótkie, czemu tak rzadko itd. to serio mnie demotywuje. W pewnym sensie schlebia mi to, że ktoś chcę czytać dalej bo wciągnął się w Wordlessa, ale pisanie jaki to rozdział jest krótki już mnie trochę denerwuję. Rozdziały są mniej więcej takiej samej długości i nie będą dłuższe. Aa i jeśli chodzi o pytanie, czy Harry odzyska głos: zobaczycie :) Powiem, że skończy się trochę niespodziewanie. Tak od czapy, ale jeszcze 11 rozdziałów i koniec opowiadania! :o
Dobra, dziękuję wszystkim, którzy przeczytali!
#muchlove
@DameHazza


Harry

Przyglądałem się jej łagodnym rysom twarzy. Na policzkach widniały prawie niewidoczne piegi, które zawsze zasłaniała pudrem. Jej brązowe włosy lekko splątane kontrastowały z bielą poduszki. Jej delikatną, nagą skórę zasłaniało tylko prześcieradło. W głowie miałem obrazy wczoraj. Była niesamowita i gdy tylko dochodziło to intymniejszej sytuacji zamieniała się w kogoś zupełnie innego. Nie przeszkadzało mi to, a wręcz mi się podobało, ale widząc ją teraz, gdy wygląda jak anioł w życiu nie pomyślałbym, że ma drugą osobowością, którą chyba tylko ja znam. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Byłem pierwszy, a ona jest moja. Swoją drogą ja też jestem jej. Zauważyłem, że lekko się poruszyła, po czym lekko otworzyła oczy. Wlepiała we mnie swoje brązowe oczy. Poprawiłem jej włosy, które spadły na twarz i pocałowałem ją. Uśmiechnęła się, a na jej twarzy pojawiły się rumieńce. Boże, to nie była ta sama dziewczyna, która wczoraj wbijała w moje plecy paznokcie i krzyczała moje imię.
-Nie patrz się tak na mnie-wybełkotała, poprawiając prześcieradło.
Zmarszczyłem brwi. Jak się na nią patrzyłem?
-Jak?
-Tak-powiedziała wskazując palcem na moją twarz.-Zamknij oczy.
Przewróciłem oczami, jednak spełniłem jej prośbę. Można tak powiedzieć. Gdy tylko wstała, spojrzałem na jej idealną pupę. To byłby grzech nie spojrzeć. Skierowała się do łazienki, po czym zamknęła za sobą drzwi. Spojrzałem na sufit, gdy usłyszałem dźwięk prysznica. Postanowiłem jej nie mówić, co zaszło po między mną i Taylor. Nie chcę jej denerwować, ale w sumie nie ma nawet czym w końcu wtedy...nie byliśmy praktycznie razem.

Melanie

Przejrzałam się w lustrze i wytarłam spocone dłonie o granatową spódniczkę. Wzięłam głęboki oddech po czym sięgnęłam po torebkę i płaszcz. Strasznie się denerwowałam. Po pierwsze jadę na obiad do mojego byłego chłopaka. Po drugie jego mama nic nie wie o zerwaniu. Po trzecie Harry nie ma pojęcia, że to robię. Nie chcę go denerwować. W końcu nie ma czym, prawda? Sama nie wiem czemu się denerwuje. Może przez ten godzinny wykład Vic jak źle postępuję? Pokręciłam głową. Postępuję właściwie. Rush był moim przyjacielem przez wiele lat zanim staliśmy się parą. Tak naprawdę też za nim tęsknie. Może nie w ten sposób, ale brakuje mi go. Ostatni raz spojrzałam w lustro i połykając ogromną gulę w moim gardle, opuściłam mieszkanie. W moich uszach brzmiała piosenka Breakeven The Script, gdy żwawym krokiem szłam w stronę przystanku. Ledwo zdążyłam na 25, która jedzie w stronę domu Rush'a. Wpadłam do środka pojazdu zdyszana. Zajęłam miejsce na tyłach, po czym próbowałam uspokoić oddech. Korki były nieziemskie długie. Oparłam głowę o szybę i pomyślałam o wszystkim, co stało się wczoraj. Postanowiłam, że zignoruję moje wątpliwości. Nie znam może Harry'ego bardzo długo, ale ufam jak nikomu innemu i wierzę, że nigdy by mnie nie okłamał. Może ten dziwny błysk w oku, tylko mi się przywidział? W końcu wczoraj w nocy...Było tak jak zawsze. Niesamowicie, wspaniale, namiętnie... Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że tak zatęsknię za seksem. Zbeształam się w myślach, za moje myśli, a gdy zauważyłam, że starsza pani mi się przygląda, zorientowałam się, że jestem cała gorąca i czerwona na twarzy.
Kilka minut później znajdowałam się przed domofonem państwa Millerów. Lekko niepewnie nacisnęłam guzik pod pozycją z numerem 3, po czym usłyszałam charakterystyczną melodyjkę.
-Halo?-usłyszałam głos mamy Rush'a.
-Dzień dobry, to ja-wybełkotałam.
-Oh, Mel. Wchodź!-powiedziała ciepłym głosem, na co moja pewność siebie lekko się podniosła.
Pchnęłam ciemne drzwi i wczołgałam się na drugie piętro. Zapukałam w drewnianą powłokę, którą tak dobrze znałam i po chwili stanął przede mną Rush.
-Yymm...Hej-wyjąkałam.
-Hej-uśmiechnął się.-Wejdź-powiedział wpuszczając mnie do środka.
-Dzięki.
Poczułam charakterystyczny dla tego domu zapach jaśminu, który był jednak trochę słabszy niż przepyszny zapach lasagne. Ujrzałam przed sobą panią Miller ubraną w żółty fartuszek w grochy.
-Przyniosłam ciastka, na pewno nie tak dobre jak pani, ale proszę-podałam jej niebieski pojemnik wypełniony wypiekami.
-Oj, na pewno są pyszne, ale nie trzeba było-uśmiechnęła się, po czym mnie przytuliła.-Rush, zajmij się gościem, ja muszę dokończyć deser.
Skierowaliśmy się dobrze znaną mi drogą do jego pokoju. Idąc rozglądałam się lekko na boki. Nic się tu nie zmieniło. Rush przepuścił mnie w drzwiach, a gdy przekroczyliśmy próg jego pokoju fala wspomnień uderzyła mnie z ogromną siłą. Na tym łóżku oglądaliśmy wszystkie serie Bridgit Jones, co spotykało się z brakiem zachwytu chłopaka i wszystkich części Szybkich i wściekłych, którzy z kolei mi nie przypadli do gustu. Ale zawsze oglądaliśmy je, żeby nikomu nie było smutno. Na tym łóżku całowaliśmy się, przytulaliśmy. Charakterystyczny zapach klasycznego Axe, również przywołał wspomnienia.
-Nic tu się nie zmieniło-wybełkotałam, lekko w szoku jak bardzo się tym wszystkim przejęłam.
-Nie lubię zmian-odparł i wzruszył ramionami.-Może się czegoś napijesz? Herbata?
-Poproszę-uśmiechnęłam się lekko, po czym skinął i opuścił sypialnie.
Przyjrzałam się zdjęciom wiszącym na ścianie. Nie zdjął naszych wspólnych. Poczułam łzy, gdy ujrzałam całą tablicę w fotografiach przedstawiających mnie, Rusha, Vic i innych.
-Co się stało?-usłyszałam nagle, na co lekko podskoczyłam.
-Oo...Nic. Po prostu...-zrobiłam przerwę, spojrzałam na Rush'a po czym znowu na ścianę.-Pamiętam kiedy zrobiliśmy to zdjęcie-wskazałam na fotografię na samym środku kolarza-To była piąta klasa podstawówki i ubrudziłeś mój mundurek mlekiem czekoladowym i śmierdziałam cały dzień jak stara krowa, a ty w ramach rekompensaty kupiłeś mi mleko czekoladowe-zaśmiałam się cicho pod nosem.
-Oj no nie było tak źle...Może jak młoda krowa-dźgnęłam go lekko między żebra.
-Ej, nie pozwalaj sobie!-udałam złą.
-Tak, bo co?-uśmiechnął się zawadiacko. Odstawił kubki z herbatą na biurko i niespodziewanie złapał mnie w pasie.
-Aaaa! Postaw mnie na ziemię!-krzyknęłam.-Rush, błagam!
Położył mnie na łóżku i zaczął mnie łaskotać, na co nie mogłam powstrzymać śmiechu. Gdy brzuch mnie tak bolał, jakby zaraz miał odpaść od ciała, co medycznie nie jest możliwe, wpadłam na pomysł. Szybko złapałam go za nadgarstki, jednak nie przemyślałam tego do końca, bo w rezultacie upadł na mnie.Gdy był tak blisko czułam jego ciepłą, delikatną jak na chłopaka skórę i przede wszystkim ten zapach. Podniósł się nade mnie, a gdy na mnie spojrzał uśmiechy zeszły nam z twarzy. Patrzył na mnie z góry i nie wydał żadnego dźwięku. Przełknęłam ślinę, a gdy jego ręka znalazła się na mojej twarzy nie mogłam nic zrobić. Założył kosmyk moich włosów za ucho.
-Jeśli kiedykolwiek on cię zrani, obiję mu ryj-powiedział całkowicie poważnie.-Wiedz, że zawsze będę przy tobie. Nawet nie wie jaki ma skarb...-powiedział po czym wstał i zostawił mnie w zupełnym szoku.

wtorek, 11 marca 2014

Rozdział 23

Dzisiaj bez większych wstępów :) Przypominam o głosowaniu na Wordless! <klik>
#muchlove
@DameHazza



Melanie

Moje nogi wrosły w ziemię i zupełnie zesztywniały. Serce łomotało mi w piersi, w rezultacie czego krew płynęła niesamowicie szybko. Stał ode mnie dosłownie kilka metrów. Na twarzy miał wymalowane zupełne zdezorientowanie. Na milisekundy zapomniałam o wszystkim wokół. Liczył się tylko on i ja. Zaczął powoli iść w moim kierunku. Zamknęłam oczy, a do moich nozdrzy dobiegł jego unikatowy zapach, i wtedy oprzytomniałam. Gwałtownie uniosłam powieki i nie zwracając na nic uwagi, zaczęłam biec ile sił w nogach. Pchnęłam z impetem biało-szare drzwi prowadzące do schodów przeciw pożarowych i ruszyłam w dół, by jak najszybciej znaleźć się na parterze. Z ciężkim oddechem przeskakiwałam każdy stopień, gdy na pierwszym piętrze poczułam duże dłonie na moich nadgarstkach. Przyparł mnie do ściany, wciąż nie puszczając moich dłoni. Podniósł je lekko nad moją głowę i spojrzał mi w oczy. Nigdy nie znudzi mi się studiowanie barwy jego tęczówek. Tylko na żywo widać jak niesamowity jest ten kolor. Szmaragdowy wchodzący w lekko morski, ale jak najbardziej zielony. Dzisiaj jego oczy były jednak czymś więcej. Przekazywały wszystkie uczucia, które czuł i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. Przyglądał mi się z zupełnym smutkiem, tęsknotą i pewnego rodzaju desperacją. Westchnął głęboko i przygryzł lekko swoją wargę. Skierował swój wzrok na moje usta, po czym znowu wbił go w moje oczy. Widziałam w nich żywą rozpacz. Puścił moje nadgarstki, które powoli opuściłam. Spojrzałam na niego z zupełną dezorientacją. Sama już nie wiedziałam, co myśleć. Tak naprawdę to ja nawaliłam. W końcu to jego obwiniałam za śmierć mojego taty, co swoją drogą było zupełną bzdurą. Jeśli chodzi o Taylor... Nie wiem czemu tam była, ale wiem, że Harry nigdy by tego nie zrobił. Cholernie za nim tęskniłam, tego byłam pewna. Jego wzrok od razu powędrował na mnie, gdy moja dłoń dotknęła jego. Splotłam nasze palce i oparłam głowę na jego ramieniu. Napajałam się jego cudownym zapachem, ciepłą skórą i miękkimi włosami.
-Nie zrezygnuję z ciebie tak łatwo-szepnęłam zupełnie bez namysłu.-Przepraszam za...-nie dokończyłam, gdyż przerwał mi jego pocałunek. Jezu, tak za tym tęskniłam. 
-Kocham cię-wyczytałam z jego warg i gdy spojrzałam w jego oczy, wiedziałam, że nie kłamie. 
Oparłam się o jego tors i przymknęłam oczy słuchając jego serca. 
Przyglądałam się mijającym obrazom za oknem luksusowego samochodu Harry'ego. To wszystko było takie nietypowe. My byliśmy nietypowi. Pokłóciliśmy się i pogodziliśmy tak naprawdę bez słów. Spojrzałam na swoje dłonie. Nie potrzebowaliśmy słów. Umieliśmy się kłócić, rozmawiać, wyznawać miłość...Tylko przez jedno spojrzenie. Uśmiechnęłam się do siebie. To było nietypowe, ale niesamowite. Nigdy nie czułam się podobnie, dlatego trochę przerażała mnie myśl, że tak naprawdę zostało nam kilka dni do wyjazdu Harry'ego. Ta myśl nieco psuła moje samopoczucie, ale jak na razie cieszyłam się jak głupia, że znów wszystko wróciło do normy. Normą były już jego pocałunki, dotyk, czy samo spojrzenie... Normą, ale tak naprawdę każdy był inny. Każdy pocałunek smakował inaczej, każdy dotyk wywoływał dreszcze w innych partiach mojego ciała, każde spojrzenie było wyjątkowe... 
Poczułam dłoń na swoim udzie na, co lekko podskoczyłam. Zauważyłam, że samochód stoi już na podjeździe domu Harry'ego. 
-O czym myślisz?-przyjrzał mi się z zaciekawieniem.
-O nas-odpowiedziałam. 
Przejechał dłonią po włosach i spojrzał na mnie lekko zdezorientowany.
-Myślę o twoim powrocie do Anglii...-powiedziałam cicho.
-A skąd wiesz, że w ogóle wrócę?
-Tam jest twój dom, twoja rodzina...
-A ty jesteś tutaj-odparł niemal natychmiast.
-Harry, nie chcę żebyś robił coś ze względu na mnie.
Westchnął i po chwili na mnie spojrzał.
-Jak na razie jestem tutaj, więc nie martwmy się na zapas, coś wymyślę, obiecuję-sięgnął po moją dłoń i pocałował wewnętrzną część po czym splótł nasze palce.
-Harry?-odwrócił głowę w moim kierunku wyczekując aż skończę.-Czemu...Czemu Taylor u ciebie była?-wybełkotałam. Poczułam, że lekko się spiął i puścił moją rękę.
-Skąd to wiesz?
-Byłam u ciebie...I ona otworzyła-czułam, że atmosfera lekko zgęstniała.
-To nie jest to, co myślisz...
-Jak na razie nic nie myślę-odpowiedziałam, czując się coraz mnie komfortowo
-Była jedną z niewielu osób, którym ufam. Musiałem z kimś pobyć, bo zaczynałem wariować myśląc, co właśnie robisz i z kim...Nawinęła się akurat i napiliśmy się trochę, więc pozwoliłem jej zanocować. Naprawdę do niczego więcej nie doszło.
Spojrzałam w jego oczy próbując dostrzec czy mówi prawdę. Jednak jedyne, co widziałam, to coś czego nie umiałam określić i to coś zdecydowanie mnie zaniepokoiło. 

czwartek, 6 marca 2014

Rozdział 22

Tym razem wyjątkowo z perspektywy Taylor. Mam nadzieję, że choć trochę zrozumiecie jej postępowania. Chciałam jeszcze raz zaznaczyć, że lubię Tay i rozumiem, że ktoś może nie, ale proszę nie jeźdźcie ''tej prawdziwej'' w komentarzach, bo samie wiecie jakie to uczucie, gdy ktoś najeżdża na twojego idola.
Nie wiem w sumie, co jeszcze napisać hahah Jak tam u Was? Jak szkoła? :) Przypominam o głosowaniu, oczywiście jeśli lubicie Wordlessa <klik> ;)
#muchlove
@DameHazza


Taylor

Spojrzałam na dziewczynę przede mną. Widziałam w jej oczach zupełny szok. Czułam dokładnie to samo widząc ją tu o drugiej w nocy. Przybrałam jednak obojętny wyraz twarzy.
-Przepraszam...Ja...-zająknęła się i spojrzała na swoje buty.-Ja powinnam już iść.
Nie zdążyłam nawet nic odpowiedzieć. Po prostu pobiegła do samochodu, który stał przed domem. Usłyszałam szmer, na co szybko zamknęłam drzwi i odwróciłam się w kierunku schodów.
Ujrzałam zaspaną sylwetkę chłopaka, który patrzył na mnie pytająco.
Wiedziałam, że powinnam mu powiedzieć... Ale przez ostatnie dni chodził strasznie przybity. Zdziwiłam się, gdy napisał do mnie. Zdawałam sobie sprawę, że między nami do niczego nie dojdzie. Nawaliłam na całej linii. Ale mimo wszystko zanim zaczęliśmy się spotykać byliśmy przyjaciółmi. I chyba tylko ja mu tu zostałam. To zabrzmi niedorzecznie po tym co zrobiłam, ale naprawdę go kocham. Gdy zobaczyłam go z tą dziewczyną... Załamałam się. Ona była idealna. Piękna, inteligentna i miła dla wszystkich wokół. Na początku czułam ogromną złość, jednak zdałam sobie sprawę, że sama sobie byłam winna.
Nie myśląc o niczym więcej, przełknęłam gulę w gardle i uśmiechnęłam się lekko.
-Przepraszam, nie chciałam cię obudzić...Po prostu musiałam się czegoś napić.
Skinął głową po czym wrócił do swojej sypialni.

Melanie

Nie umiałam opanować szlochu. Ona tam była. Nie rozmawialiśmy zaledwie kilka dni... To wręcz...okrutne.
-Zawieź mnie na basen, proszę-wybełkotałam do zmartwionej przyjaciółki.
-C-co?-spojrzała na mnie jak na zupełną wariatkę.
-Uniwersytecki basen, błagam-nie mówiąc nic więcej włączyła silnik i odjechała.
Gdy zajechałyśmy pod uczelnię przetrząsnęłam torebkę i ku mojej uldze znalazłam klucze. Jako kapitan drużyny pływackiej uniwersytetu mam dostęp do basenu kiedy chce. To dziwne, ale w tym momencie w ogóle mnie to nie obchodziło. Wpisałam kod do alarmu, który nie był zbyt wymyślny (1234), po czym przeciągnęłam koszulkę przez siebie i zsunęłam z siebie spodnie. Niemal natychmiast wskoczyłam do basenu. Przepłynęłam sześć długości kraulem skupiając się tylko na tym. Trzy ruchy, oddech...Trzy ruchy, oddech. Gdy dopłynęłam do ścianki, dotknęłam stopami dna basenu. Dostrzegłam, że na sali siedzi Vic. Patrzyła na mnie z ogromną troską w oczach, ale przede wszystkim ze smutkiem. W pomieszczeniu panował pół mrok, gdyż jedynym światłem był księżyc w pełni. Spojrzałam na teraz lekko wzburzoną wodę, po czym wzięłam głęboki oddech, popłynęłam kolejne długości.
Wzięłam głęboki oddech i ściągając z uszu słuchawki, przekroczyłam próg szpitala. Zmieniłam swoje dyżury, modląc się by go nie spotkać. Ostatnie dni były dosłownie takie same. Wstawałam, jadłam, uczyłam się do egzaminów, wychodziłam do szpitala, wracałam i kładłam się spać. Victoria, jak to ona, próbowała ze mną rozmawiać, ale to było naprawdę trudne zadanie. Czemu tak bardzo to przeżywam? Nie mogłabym po prostu żyć dalej...Tak jak on? Zapomnieć i tyle. Skinęłam głową do Alice, po czym zostawiłam kurtkę w swojej szafce i przebrałam buty. Od razu wiedziałam do kogo powinnam się udać.
Skierowałam się do pokoju pani Graham i gdy tylko do niego wkroczyłam na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
-Jak się pani dzisiaj miewa?-spytałam siadając na krześle obok.
-Całkiem dobrze, dziękuję słoneczko...Ale widzę, że z tobą dzieję się coś złego-spojrzała na mnie swoimi brązowymi, przenikliwymi oczami.
-Aa...To nic takiego-spojrzałam na swoje splecione dłonie.
-Wyrzucając to z siebie, będzie ci łatwiej-poradziła, na co się na nią spojrzałam. Uśmiechnęła się lekko i ścisnęła moją dłoń.
Kończąc swoją historię spojrzałam na staruszkę, która wyglądała jakby bardzo intensywnie myślała.
-Czy to jest ten chłopiec, z burzą loków?-skinęłam głową, potwierdzając jej słowa.-Mimo wszystko sądzę, że powinnaś z nim porozmawiać...-spojrzałam na nią jakby zwariowała.-Możesz też zapomnieć-dodała.
Nie ma opcji, żebym dała radę zapomnieć. Nie przy jego cholernych zielonych oczach, cholernym uśmiechu i przy jego cholernym uśmiechu na każdej okładce magazynu.
Wyszłam zupełnie zdezorientowana. Co ja mam niby zrobić? Czy ten cały bełkot, że czas leczy rany to prawda? Bo mi jak na razie nie pomaga. Skierowałam się do łazienki i spojrzałam w lustro. Przemyłam twarz zimną wodą. To było zaledwie kilka miesięcy...Jak to możliwe, że tak szybko i mocno się w nim zakochałam? Przecież kiedy go tu przywieźli miałam chłopaka... Czy powinnam z nim porozmawiać? Czy w ogóle dam radę bez żałosnego szlochu i prośby by wrócił? Przetarłam dłonią pojedynczą łzę, która spłynęła po moim policzku. Odwróciłam się i wyszłam z łazienki. Podniosłam głowę i w tym momencie nasze spojrzenia się skrzyżowały, a ja poczułam, że mój żołądek wywrócił się do góry nogami, a kolana zmiękły prawie tak jakbym nie miała kości.

niedziela, 2 marca 2014

Rozdział 21

Hej :)
Więc tak, zostałam nominowana do 1D Awards w kategorii 'Najlepszy Harry'. Jeśli podoba Wam się ''Wordless'' możecie głosować TUTAJ. Z góry dziękuję! x
Drugie primo, wspominałam Wam już o nowym fanficu z Louisem.


Oto jest i zwiastun. Jeśli macie ochotę poczytać moje wypociny to zapraszam TUTAJ. :) Bardzo dziękuję za wejścia i komentarze! Jesteście bardzo kochani!
Szacunek jeśli przeczytałeś! xx
#muchlove
@DameHazza 

Melanie

-Hej tato-powiedziałam siadając przy nagrobku. Położyłam stokrotki i uśmiechnęłam się słabo. To były jego ulubione. Wciąż nie mogę w to wszystko uwierzyć. Nie zginął na wojnie, zdradziło go jego własne ciało. Poczułam łzy, które cisnęły mi się do oczu od kilku godzin. Wiem, że nie powinnam teraz myśleć o nikim innym, niż mój tata, ale mojej głowie wciąż pojawiał się obraz twarzy Harry'ego. Nie powinnam była tego mówić. Zostawił rodzinę i przyjechał tu ze mną. Był przy mnie i wspierał, a ja po prostu go odepchnęłam. Przecież on był Bogu winny, a ja wyładowałam na nim swoją frustrację. Nie umiałam racjonalnie wyjaśnić czemu nic z tym nie robię. Mogłabym do niego pojechać i z nim porozmawiać...Ale coś mnie powstrzymywało. Tęskniłam za nim, bardzo. To wręcz paradoksalne. Czułam się cholernie rozdarta. W końcu mój tata odszedł, powinnam teraz być w żałobie, a nie myśleć o chłopakach. Westchnęłam i spojrzałam na napis na kamieniu. Co on by zrobił na moim miejscu?
Poranne słońce, które widniało na niebie jeszcze kilka godzin temu, zasłoniły kłęby szarych chmur. Poczułam zimny powiew wiatru, na co przeszedł mnie lekki dreszcz. Zapięłam kurtkę i skierowałam się do najbliższego supermarketu. W moich uszach jak zwykle brzmiała piosenka Ed'a. Wzięłam koszyk i zaczęłam pakować potrzebne produkty. Mama wzięła wolne w pracy i próbowała rozmawiać z Toby'm. Chciałam jej choć trochę pomóc. Nie zapominając o moim obecnym stanie wzięłam jeszcze opakowanie lodów,tabliczkę czekolady i 4 pączki. Gdy koszyk był już prawie pełny stanęłam przy kasie i zaczęłam wypakowywać produkty.
-Melanie?-usłyszałam znajomy głos. Zdjęłam słuchawki i ujrzałam przed sobą mamę Rush'a.
-Dzień dobry-odpowiedziałam i wysiliłam się na uśmiech.
-Słyszałam co się stało, bardzo mi przykro-powiedziała ze smutkiem w głosie.
Pani Miller, kobieta po 40-stce przyglądała mi się z widoczną troską w jej brązowych oczach. Obcięła swoje długie kasztanowe włosy, które obecnie sięgały jej lekko ponad ramiona.
-Dziękuję-odpowiedziałam, gdy po chwili zauważyłam przy boku jej syna.
-Mel?-powiedział bardzo zachrypniętym głosem, który nie był podobny do niego.
-Hej, Rush-założyłam kosmyk włosów za ucho.
Najwidoczniej pani Miller nie zauważyła, że atmosfera nagle lekko zgęstniała, gdyż uśmiechnęła się lekko w moją stronę.
-Dawno u nas nie byłaś...Może wpadłabyś na kolację?-zaproponowała. Czy ona nie wie, że my...?
Nie zdążyłam odpowiedzieć, gdyż przerwała mi kobieta przy kości o dość niemiłym nastawieniu.
-20 funtów-burknęła.
Podałam kobiecie pieniądze i zwróciłam się do mamy Rush'a.
-Przepraszam, ale...
-Mel, możemy pogadać?-przerwał mi.
Spojrzałam raz na niego, raz na jego mamę, po czym skinęłam głową.
Odeszliśmy od kasy i usiedliśmy na ławce. Patrzyłam na swoje dłonie, nie chcąc patrzeć na jego oczy.
-Tęsknie za tobą-powiedział.
-Rush...
-Wiem, jesteś z nim...Ale chodzi mi ogólnie o ciebie. Znamy się prawie od urodzenia. Wiedz, że serce mi się kraja, kiedy widzę, że on sprawia, że jesteś szczęśliwa...Ale czy moglibyśmy zostać przyjaciółmi?
Uśmiechnęłam się na jego słowa. Też za nim tęskniłam. Nie pod TAKIM kątem, ale brakowało mi go.
-To zabrzmiało jak z jakiegoś filmu-zaśmiałam się i szturchnęłam go w ramie po przyjacielsku.-Też tęskniłam.
Uśmiechnął się szeroko i mnie przytulił.
-Czy twoja mama nie wie, że my...?-spytałam i tym razem spojrzałam w jego oczy.
-Nie do końca... Coś jej wspominałem, ale chyba nie zrozumiała aluzji. Nie martw się wszystko jej wyjaśnię. Jak chcesz to naprawdę możesz dzisiaj przyjść.
W tym momencie podeszła do nas pani Miller.
-To jak z ta kolacją?
-Bardzo dziękuję za zaproszenie, ale dzisiaj nie mogę.
-To może niedziela?
Przemyślałam wszystkie przeciw i za, po czym spojrzałam w ciepłe oczy kobiety.
-Niedziela brzmi dobrze-uśmiechnęłam się lekko.
Pani Miller przytuliła mnie, po czym to samo uczynił jej syn. Odeszli, a ja odetchnęłam z ulgą.
-Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłaś!-powiedziała moja przyjaciółka kończąc swój pół godzinny monolog.
-Zawsze umiesz mnie pocieszyć, Vic-rzuciłam kąśliwe i sięgnęłam po pączka.
-Wiesz, o co mi chodzi...Zachowałaś się jak zupełna idiotka, wiem, że twój tata...
-Dobra, jestem największą debilką na świecie, ale powiedz mi co ja mam teraz zrobić?-jęknęłam chowając się pod kocem.
-Jedź do niego.
-Co?
-No, jedź do niego.
-Jest druga w nocy, panno wspaniała rada.
-A skąd wiesz ile on tu jeszcze zostanie? Przecież równie dobrze może kontynuować swoje leczenie w Londynie.
To coś spowodowało ukłucie w moim sercu. Czy on naprawdę wyjechałby nic mi nie mówiąc? Po prostu zostawiając mnie samą?
-Spinaj tyłek, jedziemy.
-To jest twój najgłupszy pomysł w historii wszystkich twoich najgłupszych pomysłów. Jest druga w nocy on śpi.
-No i co z tego? A może tak to przeżył, że nie sypia w nocy?
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Już to widzę.
-Idź!-rozkazała, po czym prawie siłą wypchnęła mnie z samochodu. 
Ignorując moje trzęsące się nogi skierowałam się do głównego wejścia.
Odwróciłam się spoglądając na przyjaciółkę. Odetchnęłam i sięgnęłam dłonią do dzwonka. Po chwili rozległ się dzwonek. Gdy tylko usłyszałam charakterystyczny dźwięk, chciałam uciec, jednak moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Stałam więc tam, tępo wpatrując się w białe drzwi. Zobaczyłam, że światło w środku się zapala. Po kilku sekundach zauważyłam przed sobą szczupłą blondynkę, która w szoku mi się przyglądała.
Spodziewałam się wszystkiego, ale nie Taylor Swift w piżamię stojącej w domu mojego chłopaka.

Tak btw nie mam nic do Taylor Swift, lubię ją. Po prostu w tym fanficu gra taką a nie inną rolę. xx