niedziela, 25 maja 2014

Rozdział 33

Rozdział pisałam jak była burza! Życie na krawędzi,co haha Narażam się. Ponad 100 tys. wejść! oeidjoewi Przepraszam za obsuwę, ale mój tata miał urodziny gruba impreza i takie sprawy. Aaa i znowu zauważyłam spadek liczby komentarzy:( Proszę, to już jedne z ostatnich rozdziałów, moglibyście skomentować?(:


Harry

Siedzieliśmy na tej samej plaży, co kilka dni temu. Przyglądaliśmy się nieco burzliwym falom, wsłuchani w cudowny dźwięk, które wydawały obijając się leniwie o brzeg. Jej głowa opierała się o mój bark, przez co dowoli mogłem wchłaniać niesamowity zapach jej migdałowego szamponu. Jej miękkie włosy łaskotały mnie od czasu do czasu, gdy atakowały nas podmuchy wiatru. Nasze splecione dłonie były wszystkim czego potrzebowaliśmy. Jutro wszystko się zmieni. Tylko to zostanie takie jakie jest. Nasze palce, które tworzą teraz idealną harmonię, jakby były zrobione tylko dla siebie.
-Chyba powinnyśmy się zbierać, zanosi się na burze-zauważyłem, na co uśmiechnęła się blado i wstała. Sięgnąłem po koc, na którym siedzieliśmy, po czym wolnym krokiem szliśmy plażą. Wtuliła się we mnie, gdy wiatr zaczął wiać odrobinę mocniej. Krople z ciemnych chmur nad nami powoli zaczynały spadać.
Obijały się coraz mocniej o przednią szybę mojego range rovera. W radiu cicho rozbrzmiewała piosenka Kodaline. Wiedziałem, że ją uwielbia, ale mimo tego, wciąż wpatrywała się w okno z niepokojącym wyrazem twarzy.
Zajechałem pod dom Mel po czym spojrzałem na nią. Była nieobecna, ale uśmiechnęła się w moim kierunku.
-Zostaniesz?-szepnęła.
-Czemu jesteś smutna?-spytałem przykrywając nas kołdrą. Leżeliśmy bokiem do siebie, a nasze oczy były utkwione na nas samych.
-Nie jestem smutna, raczej zmartwiona-odparła.
-A co jest powodem, twojego zmartwienia?-zmarszczyłem brwi nie rozumiejąc do czego to zmierza. Wzruszyła ramionami i obróciła się na plecy patrząc w sufit.
-Po prostu...Boję się, że stracę kolejną osobę, na której bardzo mi zależy-spojrzała na mnie przez sekundę, po czym odwróciła wzrok.
-Nie stracisz mnie. Nie w tym życiu-odparłem jak najbardziej poważnie wbijając mój wzrok w jej orzechowe oczy. Zobaczyliśmy błyskawicę, po czym usłyszeliśmy grzmot. Mel podskoczyła w miejscu, a ja chwyciłem jej dłoń. Przysunęła bliżej mnie, przez co znów mogłem poczuć migdałowy aromat.
-Ja po prostu martwię się o ten cały zabieg...O ciebie...Czy to w ogóle...-nie zdążyła dokończyć, gdyż przerwałem jej pocałunkiem.
-Nie martw się o mnie. Wszystko będzie dobrze i w końcu będę mógł powiedzieć na głos ile dla mnie znaczysz-uśmiechnęliśmy się lekko, po czym pocałowałem jej czoło.-Śpij, nie denerwuj się, kochanie.
Zamknęła oczy i po chwili czułem jej powolny oddech. Jak mógłbym jej nie wybaczyć? Oboje robiliśmy głupoty, ale potrzebowaliśmy siebie i to wręcz desperacko. Nie umiałem określić czasu kiedy tak naprawdę się od niej uzależniłem. W momencie kiedy weszła do mojego szpitalnego pokoju po raz pierwszy? Czy może po raz drugi, gdy wróciła z torbą pełną listów? Nie jestem pewny, ale sądzę, że poczułem coś dziwnego od kiedy tylko przekroczyła salę 237. Nie była to miłość. To było coś o wiele silniejszego, czego brakowało mi odkąd się obudziłem. Nadzieja.

Melanie

Nalałam gorącej wody do mojego ulubionego niebieskiego kubka. Aromat truskawkowej herbaty uderzył w moje nozdrza, przez co uśmiechnęłam się lekko. Cholernie się o niego martwiłam. Na dworze deszcz wciąż nie ustawał. Woda zaczynała lekko gromadzić się na ulicach, a słońce nie mogło wyrwać się z ciemnych chmur. To było głupie, ale taka pogoda zawsze mnie niepokoi. Oparłam się o blat w kuchni, gdy Harry wyszedł z łazienki. Mokre włosy włosy przeczepiły się do jego twarzy. Wsunął na głowę biały t-shirt i zaczął iść w moją stronę. Uśmiechnął się, gdy położył swoje dłonie na moich i pocałował moje czoło.
Siedziałam w poczekalni, zastanawiając się nad wszystkim co ma się zaraz wydarzyć. Harry jest obecnie na ostatnich badaniach przed zabiegiem. Louis siedział koło mnie mamrocząc coś w stylu, że wszystko będzie dobrze. Liam opierał się o ścianę naprzeciwko mnie i wpatrywał się w ziemię. Niall i Zayn siedzieli koło mnie  i rozmawiali.
-Skoro to mały, nieszkodliwy zabieg czemu wszyscy tu jesteście?-wyrwało mi się, i zabrzmiało to trochę niegrzecznie.
-Po prostu nagrywaliśmy w LA fragmenty na nową płytę, a nasz przyjaciel jest w szpitalu, więc stwierdziliśmy, że chyba powinniśmy przyjść-odpowiedział lekko kąśliwie Niall.
-Przepraszam, nie chciałam żebyście tak to odebrali-powiedziałam lekko się zamyślając. Poczułam dłoń Louisa na swoim ramieniu.
-Mel, wszystko będzie dobrze. Sporo o tym czytałem, ten implant naprawdę pomaga. Poza tym co jak co, Harry zawsze był szczęściarzem-uśmiechnął się pocieszająco w moim kierunku, na co moje kąciki ust również uniosły się ku górze. Lubiłam go. To nie tak, że nie przepadałam za resztą. Po prostu Louis był otwarty i najłatwiej nawiązywało się z nim kontakt.
-Louis ma rację, stresujesz się za nas wszystkich razem wziętych-Zayn zaśmiał się lekko, po czym wrócił do przeglądania swojego telefonu. Zapadła chwilowa cisza, w której wszyscy byli pogrążeni w swoich myślach, przynajmniej ja. Może mają rację? Nie potrzebnie się stresuję. Wszystko będzie dobrze. Usłyszałam grzmot pioruna na co podskoczyłam.
-Nienawidzę burz-jęknęłam podkulając nogi pod szyję.
-Na tak wysokich budynkach jak ten, jest piorunochron, więc nie masz się o co martwić-zauważył Niall, na co reszta mu przytaknęła.
Wszyscy zawsze mi to powtarzali, ale to nie sprawiało, że czułam się lepiej. Skąd mam pewność, że to metalowe coś uchroni nas przed pożarem? Usłyszeliśmy otwieranie drzwi, więc nasze twarze zwróciły się w ich kierunku. Zobaczyłam wysokiego, starszego mężczyznę ubranego w kitel, którego doskonale znałam.
-Profesor Blackbow?-przerwał swój szybki chód i spojrzał na mnie.-Co pan tu robi?
-Panna McAvay, aktualnie spóźniam się na zabieg, który mam wykonać, więc wybaczcie.
Ominął mnie i wszedł do sali operacyjnej. Chłopaki obdarowali mnie dziwnym spojrzeniem, na co odpowiedziałam tylko:
-Mój wykładowca.
Po kilku minutach na biało-szarym łóżku na korytarzu pojawił się nieprzytomny Harry. Poderwałam się z miejsca i spojrzałam na jego twarz. Jak za kilka godzin się obudzi, usłyszę jego melodyjny głos i sobaczę jego beztroski uśmiech. Ta myśl sprawiła, że uśmiechnęłam się sama do siebie. Wjechali na salę, do której przed chwilą wszedł Blackbow. Westchnęłam i oparłam się o plastikowe siedzenia.
-Nie mówiłeś, że to jakiś największy specjalista w dziedzinie tych zabiegów?-zwróciłam się do Louisa, który popijał wodę mineralną.
-Bo tak jest. To on opatentował ten zabieg. To jest, jeszcze nie do końca, ale to ten gość go wymyślił-wskazał głową na salę operacyjną.-Miał żonę, która była głuchoniema. Opracował ten cały implant, który miał jej pomóc, ale było za późno-powiedział trochę ciszej, a na dworze znów zagrzmiało. Zamknęłam oczy, jakby to miałoby mi w czymś pomóc. Zdawałam sobie sprawę jak dziecinne jest to, że boję się normalnego zjawiska pogodowego, ale nie umiałam tego zmienić. Żona Blackbowa umarła?
-Idę się przejść-usłyszałam po raz pierwszy lekko zachrypnięty głos Liama po jakiejś godzinie. Odepchnął się od ściany, a reszta pozostawiła to bez komentarza. Wolnym krokiem skierował się ku wyjściu z oddziału, jednak zatrzymał się na dźwięk mojego głosu.
-Mogę iść z tobą?-skinął tylko głową, więc podeszłam do niego i razem ruszyliśmy przed siebie. Znałam ten szpital jak własną kieszeń, ale kiedy na dworze było już ciemno i szalała ogromna burza, to miejsce nie było takie jak zawsze. Spojrzałam na Liama, który z zupełnym obojętnym wyrazem twarzy i z dłońmi w kieszeniach szedł koło mnie. Po raz pierwszy poczułam, że cisza jest trochę niezręczna.
-Więc...Sądzisz, że będzie mógł jeszcze śpiewać?-spytałam, a on spojrzał na mnie.
-Sam nie wiem...To wszystko jest takie...
-Nierealne?-dokończyłam za niego, jednak zaprzeczył kiwnięciem głowy.
-Raczej popieprzone-odparł i uśmiechnął się lekko.- Harry jest najmłodszy i razem z Niallem są najbardziej dziecinni z nas wszystkich, ale nigdy nie sądziłem, że będzie na tyle głupi, żeby jechać prawie 300km/h po górskiej drodze. To i tak szczęście, że żyje i nie jeździ na wózku. Nie mam za cholerę pojęcia, jak on to zrobił. Nie jestem lekarzem, ale nawet w Housie* nie widziałem takich przypadków. Jak on mógł to w ogóle przeżyć i mieć uszkodzone tylko struny głosowe?-zatrzymał się przy automacie i spojrzał na mnie jakby oczekiwał odpowiedzi ode mnie. Nie otrzymał jej. Sama milion razy zastanawiałam się jak to wszystko jest w ogóle możliwe. Takie rzeczy nigdy się nie przytrafiają. Liam odwrócił się do mnie tyłem i wrzucił kilka centów do automatu. Wcisnął liczbę 37, a po chwili pił już colę. Oparliśmy się o parapet na korytarzu. Mieliśmy idealny widok na salę, gdzie leżą noworodki urodzone za wcześnie.
-Czasami życie szykuję dla nas tor z ogromnymi przeszkodami. Los lubi nas zaskakiwać i to zawsze w najmniej oczekiwanych momentach. Ktoś jest całkowicie zdrowy, a kilka dni później umiera na raka. Ktoś po 20 latach pracy w wojsku wraca do domu, do rodziny i ginie na parkingu najbliższego supermarketu-spojrzałam na Liama, który uważnie wsłuchiwał się w moje słowa.-To co stało się Harry'emu...To cud. On pewnie wolałby nie żyć, niż żyć ze świadomością, że nigdy już nie zaśpiewa, ale... Nie umiem tego wyjaśnić, bez używania słów ''niemożliwe''. Czytam te wszystkie księgi, encyklopedie, podręczniki...To się nigdy nie zdarzyło i chyba nigdy się już nie zdarzy.
-Skoro raz już przeżył cud, to czemu nie i drugi?-spojrzeliśmy na siebie i uśmiechnęliśmy się.-Szkoda, że trafił na ciebie-zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc do końca  jego słów.-Gdyby trafił na jakąś okropną Helgę z wąsem odechciałoby mu się jakiś dzikich jazd po kłótni-nic nie mogłam na to poradzić, że wybuchnęłam śmiechem. Wiedziałam, że Liam nigdy nie chciał aby coś stało jego przyjaciołom, ale to co powiedział dało mi do myślenia. Czy Harry jest na tyle nierozsądny by znowu wsiąść w auto i próbować się rozbić? Czy po naszych kłótniach też tak reagował?
Wróciliśmy do chłopaków, po czym spojrzałam na zegar na ścianie.
-Czemu to tak długo trwa?-jęknęłam.
Nagle z pomieszczenia wybiegła drobna blondynka, która miała chyba na imię Rossie. Moje serce na chwilę się zatrzymało, gdy zobaczyłam, że po kilku sekundach wraca na salę z defibrylatorem.**

*chodzi o ten serial medyczny Dr. House :)
**Defibrylator – urządzenie medyczne, służące do przeprowadzania zabiegu defibrylacji serca(podczas reanimacji)

sobota, 17 maja 2014

Rozdział 32

Hej :)
Co tam u Was słychać? Zbliżamy się niedługo do finału! Mam dla Was taką malutką niespodziankę...A mianowicie, możecie wybrać zakończenie. Sama nie jestem pewna, które wybrać bo mam kilka scenariuszy, ale zostawię to Wam. Więc wolicie szczęśliwe zakończenie czy może smutne,ale z drugą częścią Wordlessa? Mam pewien pomysł na kolejną część historii Hazzy i Mel, ale nie wiem czy się przyjmie, więc pytam. Zakończyć za 3 rozdziały + epilog, czy może zakończyć smutno, ale z dalszymi losami tej dwójki? Zostawiam to Wam :) Mam nadzieję, że mi doradzicie.
Dziękuję bardzo za ponad 97 tysięcy wejść, w życiu bym nie pomyślała, że ktoś wejdzie na mojego bloga, aż tyle razy! Jesteście niesamowici! Aaa i prawie 100 obserwujących! Nie wierzę, naprawdę. Cudny sen i wspaniały prezent od Was. Dziękuję jeszcze raz.
#muchlove
@hazzfaves

Melanie

Nie myślałam zbyt wiele. Czułam po prostu na sobie miękkie usta Caluma, a po chwili jego język. Podniósł mnie tak, że teraz siedziałam na biurku. Było dobrze. Cholera, bardzo dobrze. Zaczął schodzić ze swoimi pocałunkami na moją szyję, jednak nagle przestał i spojrzał na mnie. Tkwiliśmy tak w ciszy przez kilka sekund.
-Nie mogę-powiedział i odsunął się. Poczułam się jak zupełna idiotka. Pewnie się do niego przyssałam, a on nie wiedział co zrobić. Boże, spłonę ze wstydu.
-Ja..Przepraszam, nie chciałam cię zmuszać...-wybełkotałam podnosząc się z biurka i poprawiając ramiączko sukienki.
-Nie...kurwa nie. Chcę tego, cholernie chcę, ale nie mogę-powiedział sfrustrowany, a ja nie miałam pojęcia co powiedzieć. Stałam przy biurku i wpatrywałam się w niego. W pokoju panował półmrok, bo jedynym źródłem światła była latarnia przy oknie. Chyba nie chcący zgasiliśmy światło.
-Wiem, że taka nie jesteś, Mel-powiedział niskim głosem.
-J-jaka?-zająknęłam się i podeszłam bliżej.
-Masz chłopaka-powiedział i spojrzał na mnie. Nie był to jednak oskarżycielski wzrok, wręcz przeciwnie.-Coś się między wami stało, nie wiem co, ale coś poważniejszego. Inaczej nie przyszłabyś na tą imprezę. Nie zrozum mnie źle, naprawdę bardzo cię lubię, ale nie chcę być pocieszeniem. Jeśli między wami już wszystko skończone to możemy wrócić do tego, co przed chwilą robiliśmy, bo muszę przyznać, że jesteś w to niezła i...Cholera odszedłem od tematu. Chodzi mi o to, że...-westchnął i spojrzał na mnie.-Nie chcę się wpieprzać po między was, bo wiem, że coś do niego czujesz. Mam nadzieję, że nadal będziemy się zadawać, bo naprawdę uwielbiam spędzać z tobą czas. Może myślę egoistycznie...
Zaśmiałam się i objęłam go. Po chwili również mnie przytulił, ale chyba nie do końca wiedział, co się dzieję.
-Jeśli ktoś tu jest egoistą, to ja. Przepraszam.
-Nie ma za co, mnie się tam podobało-uśmiechnął się.
-Dziękuję za to co powiedziałeś.
Zbliżyłam się i pocałowałam go w policzek.
-Muszę z nim porozmawiać.
Skinął głową. Siedzieliśmy w chwilowej ciszy, która tak naprawdę nią nie była, gdyż z dołu wciąż dochodziła głośna muzyka, ale lekko zagłuszona z powodu zamkniętych drzwi.
-Nie chcę tam wracać-przerwałam ciszę.
-Nie musimy, możemy tu zostać.
-Nie powinieneś być na dole, jako no wiesz...właściciel domu?
-Jak już mówiłem, to impreza mojego kumpla, więc zgaduję że nie muszę. Jeśli chcesz mogę tu z tobą zostać.
-Naprawdę chciałabym cię móc lepiej poznać-uśmiechnęliśmy się do siebie, po czym usiedliśmy na łóżku.
-Pytaj o co chcesz-powiedział.
-Raz ja, raz ty, okej?-potwierdził skinięciem głowy.
-Ymm...Ulubiony kolor?
Zaśmiał się, a ja dałam mu kuksańca między żebra.
-Dobra, dobra...Zielony. Twój?
-Biały-odpowiedziałam.
-Tak sądziłem.
-Czemu?
-Kolor niewinności-uśmiechnął się lekko.
-Chyba nie jestem aż tak niewinna-całowałam się z tobą, piłam, paliłam. To chyba nie jest definicja niewinności, pomyślałam, ale zachowałam to dla siebie.
-Tak ci się zdaje-wzruszył ramionami.-Twoja kolej.
Przegadaliśmy prawie dwie godziny za nim oboje odpłynęliśmy. A może więcej? Straciłam rachubę przy pytaniu o najwstydliwsze wspomnienie z dzieciństwa. Podzieliłam się z Calumem moją żenującą historią o tym jak na rodzinnym obiedzie powiedziałam, że chciałabym zostać striptizerką mając zaledwie 5 lat. Nie miałam pojęcia co to znaczy, ale podobało mi się to słowo. Chłopak powiedział mi natomiast o tym jak był ze swoją mamą w sklepie w wieku 6 lat i jego mama kupowała bieliznę, a on wydarł się na sklep, że ''wszędzie są nagie panie'' spoglądając na manekiny. Obudziłam się przez promienie słońca na mojej twarzy. Zegar na stoliku nocnym wskazywał 6 rano. Moja głowa pulsowała i nie chciała przestać. Podniosłam się z łóżka po cichu aby nie obudzić Caluma. Był cudownym chłopakiem i czułam się okropnie, że tak go wykorzystałam. Nie przyznawałam się do tego, ale naprawdę chciałam go pocałować. Był słodki i lubiłam go, ale to co wczoraj się zdarzyło było...Nieco dziwne. Nie sądziłam, że naprawdę mnie lubi. To co mówił, było bardzo miłe. Całował niesamowicie muszę przyznać, ale Harry był odrobinkę lepszy. Poczułam ukłucie w sercu na myśl o nim. Będę musiała mu powiedzieć, o tym co się tutaj stało i boję się że tylko pogorszę, naszą już teraz nie za wesołą sytuację. Westchnęłam i opuściłam pomieszczenie.
Cztery godziny później byłam już na basenie akademickim. Dzisiaj musimy się spotkać. Muszę z nim porozmawiać. Zadręczałam samą siebie myślami i pytaniami. Co ja mu powiem? Jak on zareaguje? Czy on w ogóle się przejął?
-Melanie!-usłyszałam głos trenera i spojrzałam na niego.-Jesteś dziś jakaś nieswoja...Wszystko w porządku?
-T-tak. Nic mi nie jest.
-Dobrze, więc przepłyń 8 basenów zmiennym i możesz uciekać.
-Ale powinnam mieć do 11.00.
-Odpocznij przed zawodami-40-latek uśmiechnął się w moją stronę, po czym gwizdnął, a ja ruszyłam przed siebie.

*jeśli chcecie włączcie, tak dla klimatu hehe klik*

Harry

Leżałem na plecach patrząc na sufit w salonie. Od dwóch dni nic więcej nie robiłem. Czułem się jak gówno. Pod każdym kątem. Nie dałem jej nic powiedzieć. Ale mnie zawiodła, krzyczał głos w mojej głowie. A może coś się stało? Nie wiem z Toby'm, czy jej mamą? Trzymałem w dłoni telefon i obracałem go między moimi palcami. Nie miałem pojęcia co zrobić, dopóki nie usłyszałem dzwonka do drzwi. Niechętnie podniosłem się z kanapy i skierowałem się ku drzwiom. Otworzyłem je, a przede mną stała Mel. Nie wiedziałem co powinienem zrobić, jednak ona ominęła mnie i po chwili stanęła odwracając się w moją stronę.
-Wiem, nie chcesz mnie widzieć. Pewnie mnie nienawidzisz-nie nienawidzę, nie mógłbym.-Przez to jak nagięłam twoje zaufanie, ale chcę ci coś wyjaśnić. Powiem wszystko co chcę powiedzieć, a potem zadecydujesz, okej?-powiedziała bardzo stanowczo ale i szybko, co zdradziło jej zdenerwowanie. Skinąłem tylko głową i czekałem na kontynuacje.-Zanim zacznę moje tłumaczenie, powiem tylko, że całowałam się z Calumem.
Auł, to zabolało. Cholera, jak on śmiał dotknąć mojej dziewczyny? Czemu to zrobiła?
-Mówię ci to, nie po to, żeby ci dopiec, a  dlatego, że nie chcę mieć przed tobą żadnych tajemnic-wiedziałem, że ma na myśli to, jak wtedy powiedziałem jej o Taylor. Nie chciałem jej zranić, przynajmniej nie planowałem tego. Byłem po prostu zły.-Więc, wracając do piątkowego programu. Nie przyszłam nie dlatego, że nie chciałam czy się bałam. Pamiętasz jak ci mówiłam, że Rush ma problemy z tatą?-nie czekała na moje skinięcie, tylko wciąż stanowczo mówiła dalej.-Jego ojciec go pobił, dotkliwie. Ja go znalazłam, więc wezwałam pogotowie. Zostałam z nim no, bo...Cholera to mój przyjaciel. Zanim się obejrzałam byłam już spóźniona, przyszłam w połowie programu, ale nie pokazałam się dlatego, że nie chciałam cię rozpraszać, poza tym wiedziałam, że będziesz zły jak ci powiem gdzie i przede wszystkim z kim byłam. Powinnam była napisać wiem, ale co by to dało? I tak byłbyś zły i tak. Tylko byś się zdenerwował, a wypadłeś świetnie w wywiadzie-chciałem się wtrącić, jednak mi nie pozwoliła.-Jeszcze nie skończyłam. Słuchaj Harry, zachowałam się okropnie względem Ciebie, ale to że byłam wtedy z Rush'em...Gdyby nie ja to by się wykrwawił. Wybacz jeśli zabolą cię te słowa, ale zrobiłabym to jeszcze raz. Życie człowieka jest ważniejsze niż program. Mimo, że uważam, że ty też zachowałeś się jak dupek, przepraszam. Nienawidzę się z tobą kłócić, chcę, żeby było tak jak było. Nie wiem czy mi wybaczysz, ale kocham cię, jak nikogo innego i oddałabym za ciebie życie. To ckliwe i dziwne patrząc na to, że znamy się kilka miesięcy, ale tak jest. Kocham cię i przepraszam, że się o mnie martwiłeś i za całowanie Caluma i za wszystko, co było niewłaściwe lub sprawiło ci przykrość. Nie chciałam, żeby tak wyszło, okej? Nie chcę tego kończyć, Harry-ostatnie zdanie wypowiedziała trochę ciszej i wolniej. Spojrzała na mnie, a ja zdałem sobie sprawę, że skończyła i teraz ja muszę podjąć pewne kroki.

wtorek, 13 maja 2014

Rozdział 31

Mam trochę słaby dzień i nie chcę pisać dołującej notki, więc napiszę tylko, że przepraszam, za spóźnienie i jakiekolwiek błędy w tekście, ale klawiatura mi nawala :(


Melanie

Siedziałam w moim pokoju nie powstrzymując już łez. Nie mogłam uwierzyć, w to, że Harry okazał się takim dupkiem. Gdyby mógł pewnie wykrzyczał by te słowa. Nie docierało do mnie to, że gdy ja opłakiwałam mojego ojca, on i Taylor prawie się przespali. To co powiedział, było ciosem poniżej pasa. Chciał mnie zranić i udało mu się. Nawet nie dał mi wyjaśnić, dlaczego nie przyszłam. Pierwszy raz w jego oczach widziałam coś takiego. Słowo ''zły'' nie określały tej furii w jego oczach. Nie dając mi powiedzieć ani słowa, kazał mi się po prostu wynosić. Co miałam zrobić? Błagać na kolanach? To w końcu on lizał się z inną, gdy tylko zaczęło być ciężko. Ja go nigdy nie zdradziłam.
Telefon zawibrował w mojej dłoni, co wyrwało mnie z pewnego rodzaju transu. ''Jedna nowa wiadomość od: Calum''kliknęłam otwórz i przetarłam łzy z policzków.

Marion Ave 12, wciąż mam cichą nadzieję, że wpadniesz :)

Wiele nie myśląc poderwałam się z miejsca i wybrałam numer Vic. Podeszłam do szafy i po 2 sygnałach usłyszałam głos przyjaciółki.
-Impreza, ty i ja, upijamy się i nic nie pamiętamy. Potrzebuję wódki-powiedziałam szybko, opierając telefon na ramieniu i przeglądając sukienki w mojej szafie.
-Ło, ło, ło! Gdzie moja Mel? Z resztą nieważne, daj mi 30 minut.
-Vic?-spytałam nieco niepewnie.
-Tak?
-Nie rozmawiajmy o tym dzisiaj, wszytko ci opowiem, ale jutro, dobrze?
-Zrozumiano-powiedziała niczym oficer, po czym się rozłączyłyśmy. Rzuciłam telefon na łóżko i przyłożyłam wieszak z sukienką do ciała. Dziś o wszystkim zapominam. Problemy poczekają do jutra.
Wysiadłyśmy z autobusu pod podanym adresem. Ujrzałam luksusową willę w typowym dla Miasta Aniołów wystroju. Kilkanaście aut przed domem i na podjeździe, przysłoniły drzwi wejściowe. Na dworze było już ciemno.Już przy drodze słyszało się muzykę. Przeciskałyśmy się między samochodami i gdy doszłyśmy do drzwi użyłyśmy dzwonka. Po kilku sekundach w drzwiach stanął Calum z czerwonym, plastikowym kubkiem w dłoni. Jego oczy powiększyły się, gdy mnie zobaczył.
-Wow, Mel...-przejechał wzrokiem po mojej czarnej, krótkiej i dość obcisłej sukience.-Wyglądasz...Wow.
-Darujmy sobie, jestem Vic-wtrąciła się i wzięła kubek z jego dłoni. Wzięła duży łyk i uśmiechnęła się. Po czym wyminęła go i weszła do środka. Zaśmiał się i spojrzał na mnie.
-Nie sądziłem, że przyjdziesz, ale cieszę się, że zmieniłaś zdanie.
-Ja też, mój dzień miał wyglądać...Trochę inaczej.
-Vic to twoja przyjaciółka? Niezłe ziółko, co?
-Taki jej urok. Wpuścisz mnie, bo zamarzam?
Odsunął się, na co weszłam do środka. Usłyszałam remix piosenek Davida Guetty i wręcz czułam jak podłoga się trzęsie.
-Coś do picia?
-O tak bardzo-zdjęłam płaszcz, który Calum powiesił w szafie.-Dziękuję-uśmiechnęłam się po czym podążyłam za nim. Mijałam różnych ludzi, całkowicie wstawionych, najaranych i zupełnie zagubionych. Dom w środku był w bardzo podobnym, co z zewnątrz. Dominowały białe i czarne barwy, co sprawiało charakter nowoczesnego wyglądu. Znaleźliśmy się w kuchni, gdzie usiadłam na blacie.
-Alkoholowo czy bez?-spytał otwierając lodówkę.
-Zdecydowanie procenty mi się przydadzą-odparłam.
-Piwo, czysta, wino, szampan, likiery, brandy, wiśniówka...
-Wiśniówkę,proszę-położył dwa małe kieliszki na blacie i nalał czerwonego płynu. Stuknęliśmy się uważając by nie wylać napoju, po czym wypiliśmy jeszcze 3 kolejki. Od razu poczułam przyjemne ciepło, którego mi brakowało. -To twój dom?
-Nowego fagasa mojej mamy, ale oni są tu może 4 razy w roku?
-Przykro mi.
-Niepotrzebnie, już się przyzwyczaiłem-powiedział po czym przechylił kolejny kieliszek.
-Odciągam cię od gości, idź się baw-uśmiechnęłam się. Mimo kilku kieliszków, wciąż czułam ból.
-Lepiej bawię się z tobą-odpowiedział mi tym samym po czym usiadł koło mnie.-W sumie to impreza Dana, mojego kumpla, ale wypożyczyłem mu miejscówkę.
Otworzył piwo po czym podał mi butelkę. Pewnie ją sięgnęłam i upiłam spory łyk.
-Masz może fajki?-spytałam.
Wyjął opakowanie po czym sięgnęłam po jednego i włożyłam do ust. Przyłożył zapaliczkę i a ja się zaciągnęłam. Poczułam lekko gorzkawy smak w płucach, ale przy okazji trochę się uspokoiłam.
-Nie sądziłem, że palisz i pijesz,wiesz? Wyglądasz jak malutki aniołek-zaśmiał się, a do moich policzków napłynęła krew.
-Nie jestem aniołkiem, ale każdy musi się czasem odstresować, prawda?
-Czyli jesteś diabełkiem w przebraniu anioła?-zrobił taką twarz, że wybuchłam śmiechem.
Wstałam z blatu i odstawiłam butelkę na blat. Czułam już procenty w żyłach i ból stawał sie coraz mniejszy.
-Zatańczysz ze mną, Calcium?-zrobiłam minkę małego kotka.
-Aniołkom się chyba nie odmawia?-uśmiechnął się i stanął przede mną.
-Dziękuję, że mnie zaprosiłeś-spojrzałam w jego oczy.
-Dziękuję, że przyszłaś.
Po tych słowach złapałam jego dłoń i ruszyliśmy na parkiet. Tym razem leciała Rihanna, którą uwielbiałam. Wygłupialiśmy się na środku parkietu imitując seksowny taniec wykonawczyni tej piosenki. Brzuch bolał mnie od śmiechu. W międzyczasie ktoś uzupełniał nasze puste dłonie kolejnymi drinkami, co tylko poprawiało moje samopoczucie.
-Moglibyśmy gdzieś pójść, gdzie będzie cicho? Głowa mi pęka-krzyknęłam do ucha Caluma.
Gdy chłopak zamknął drzwi i zapalił światło, poczułam jak mocno głowa mi pulsuje.
-W końcu chwila wytchnienia, co?-westchnął kładąc się na łóżko.
-To twój pokój?-rozejrzałam się po pokoju dość niepasującym do reszty wystroju domu. Skinął głową. Panowała tu przyjemna ciepła atmosfera. W reszcie willi można było dostrzec, że całe wnętrze było zasługą nietaniego projektanta. Wszystko było nowoczesne i dopracowane, jednak zarazem i chłodne.Ten pokój był inny. Miał duszę. Podeszłam do biurka gdzie stało zdjęcie małego Caluma z krokodylem. Uśmiechał się pokazując swój brak przednich zębów. Zaśmiałam się pokazując mu zdjęcie.
-Słodki byłeś, to w Australii?
-Ej, nadal jestem słodki-podniósł się do pozycji siedzącej i zaśmiał się.-Mieszkałem tam do 6 roku życia, potem przyjechaliśmy tutaj.
Skinęłam głową i przejechałam wzrokiem po pozostałych zdjęciach. Na półkach poza różnymi podręcznikami i książkami, dostrzegłam małe drewniane figurki żółwia, kangura i innych zwierząt.
-Wow-westchnęłam, gdy obracałam jedną z nich w dłoni.-Są piękne.
-Tata mi je zrobił i dał na czwarte urodziny-czułam, że stoi bardzo blisko mnie. Ciepło jego ciała było kojące.-Szkoda, że to jedne z ostatnich, na których był.
-Twój tata nie żyje?-wyrwało mi się, ale szybko zakryłam dłonią usta.-Przepraszam, ja...
-W porządku, nic się nie stało-dotknął mojego gołego ramienia swoją dłonią.-Żyje, ale zostawił mnie dla nowej rodziny.
Odstawiłam figurkę i odwróciłam się w jego stronę. Jego oczy przenikały prawie do mojego serca. Widziałam w nich wszystko. Złość, smutek, rozpacz, ale i coś pozytywnego. Błysk w oku który widziałam od samego początku dzisiejszej imprezy. Położyłam dłoń na jego policzku, by dać mu wsparcie. Jednak gdy nasza skóra się spotkała, poczułam coś elektryzującego i uzależniającego. Chciałam więcej, więc przysunęłam się do niego i złączyłam nasze usta. Nie myślałam już o niczym innym, tylko o tym jakie są cudowne.

piątek, 2 maja 2014

Rozdział 30

Hej :)
Jak Wam mija dzień? Ja się delektuje bo wolne. Tak sobie pomyślałam, że nie każdy może komentuje, ale każdy tweetuje! Jeśli chcecie możecie tweetować swoje wrażenia z tagiem #WordlessPL :) Nie wiem czy to wyjdzie, bo w sumie Wordless nie jest tak popularny jak Cień czy Psychotic (kocham te opowiadania), ale miło by mi było gdyby ktoś podzielił się swoimi wrażeniami :D To tak dla chętnych x
W końcu zacznie się już dziać, bo zbliżamy się do końca! Omg tylko pięć rozdziałów! Tak korzystając z okazji dziękuję za ponad 90 tys wejść, woooow! Serio! Kochaaaam Was mocno!
@hazzfaves xx
PS Cholernie przepraszam za obsuwę, źle sobie wszystko zaplanowałam

MUZYKA
(pisałam ten rozdział do tej piosenki, może nietypowa do ff, ale ja bardzo ją lubię)

Melanie 

Zajechaliśmy pod mój dom kilka minut przed 19.00. Spojrzałam na Harry'ego, który przekręcił kluczyk w stacyjce wyłączając silnik.
-Jutro o 16.00?
Skinął głową na moje pytanie.
-Dziękuję ci za dzisiaj, było niesamowicie-uśmiechnęłam się lekko.
Zbliżył się do mnie i pocałował tak jak kilka godzin temu na plaży.
-Do jutra-szepnęłam i ostatni raz zetknęłam nasze usta.
Po wyjściu z auta poczułam nieprzyjemny chłód nocy. Zapięłam mój płaszcz i ruszyłam w stronę parku. Z daleka dostrzegłam sylwetkę chłopaka. Widząc mnie poderwał się z miejsca i podszedł do mnie. Objął mnie, a ja poczułam jego charakterystyczny zapach.
-Hej-powiedziałam odsuwając się od niego.
-Cześć-uśmiechnął się lekko, jednak po jego ruchach wiedziałam, że coś jest nie tak. Przyjrzałam się jego twarzy, która była bardzo zmartwiona i zmęczona.
-Co się dzieję?-spojrzałam na bruneta, który przygryzł swoją wargę i skierował swój wzrok na ziemię.
-Chodź do mnie, bo zamarzam-uśmiechnęłam się pocieszająco, a on skinął głową.
Usiedliśmy na kanapie i podałam mu kubek z herbatą. Coś go bardzo gryzło i domyślałam że chodzi o jego tatę. Nienawidziłam patrzeć na czyiś ból, a zwłaszcza osób, które były mi bliskie. Walczył sam ze sobą i nie wiedział co mam zrobić.
-To bez sensu. Nie powinienem tu w ogóle przychodzić i zawracać ci głowy-odłożył kubek na stół i chciał odejść. Powstrzymałam go jednak chwytając jego dłoń.
-Powiedz co cię gryzie. We dwoje zdziałamy więcej niż w pojedynkę-w jego oczach pojawiło się coś bardzo intensywnego. Gdy lustrował mnie wzrokiem poczułam coś dziwnego u dołu kręgosłupa.-Proszę, zostań-szepnęłam, a on posłusznie usiadł koło mnie. Zabrałam swoją dłoń i spojrzałam na niego.
-Ojciec pił już od kilku miesięcy, ale teraz robi to codziennie. Przychodzi wstawiony każdego wieczoru. Nie wiem co mam robić. Boję się wychodzić i zostawiać mamę samą.
-A teraz jej nie zostawiłeś?-rzucił mi ostre spojrzenie, którego się nie spodziewałam.
-Przepraszam-wybełkotał.-Nigdy bym tego nie zrobił. Pojechała do ciotki Amy do Oklahomy.
Skinęłam głową w odpowiedzi i czekałam na jego kontynuacje.
-Moja mama myśli o rozwodzie. Wynajęliśmy nawet adwokata, ale... Ona się go boi, rozumiesz? Własnego męża. On jest potworem.
Pierwszy raz widziałam w jego oczach łzy. Przytuliłam go czując, że zaraz sama się popłaczę.
-Wygramy rozprawę, wiem o tym, ale...To w końcu mój ojciec. Poza tym zaraz po wyroku wyjeżdżamy do Houston.
-Wyjeżdżasz?-poczułam ukłucie w sercu na te słowa.
Skinął niepewnie głową, a ja połknęłam gulę, która tworzyła mi się w gardle.
-Najważniejsze jest to, żeby twoja mama była bezpieczna i czuła się szczęśliwa-uśmiechnęłam się lekko.
-Nie chcę wyjeżdżać, cholernie nie chcę, ale nie zostawię jej samej. Znalazła już nowy dom i pracę...
-Rush, ja to rozumiem, naprawdę. Po prostu będę tęsknić-wytarłam pojedynczą łzę.
-Nawet sobie nie wyobrażasz jak ja będę-objął mnie.
-Zawsze chciałeś tam studiować-uśmiechnęłam się i oparłam głowę o jego ramię.
-Tak, ale zawsze chciałem być też z tobą-odpowiedział poważnie, a ja poczułam kolejne łzy w oczach.
W mojej głowie pojawiło się milion myśli, które próbowałam ogarnąć. Rush był świetnym chłopakiem, pomimo swoich osobistych problemów zawsze był optymistą. Życie dało mu w kość, ale rodziców się nie wybiera. Pana Millera życie po prostu przytłoczyło, dlatego szukał szczęścia w alkoholu. Nie planował tego, jednak tak się stało. Nie planowałam odejścia od Rush'a i nigdy nie pomyślałabym o tym, że będę spotykać się z Harry'm. Życie nie używa słowa ''zawsze'' i ''nigdy''. Możemy mieć wszystko zaplanowane, ale i tak nie możemy być pewni czy się uda. Oczami wyobraźni zobaczyłam Harry'ego. Przecież on ma dopiero 20 lat. Żył uczciwie spełniając marzenia. Jest dobrym człowiekiem, a spotkało go takie nieszczęście. Mój tata był wzorem do naśladowania. Kochany, troskliwy i pomocny patriota. Stawiał bliskich ponad wszystko. A i tak zginął w wieku 43 lat.
-Nie zawsze jest tak jak chcemy-odparłam i westchnęłam.
-Życie byłoby nudne, gdyby wszystko się udawało, prawda?-uśmiechnął się lekko.
-Houston to cudne miasto. Nie myśl o tym co działo się tutaj. Nowy rozdział, znajdziesz szczęście-ścisnęłam jego dłoń w pocieszającym geście. Trwaliśmy w ciszy, która wbrew pozorom nie była niezręczna. Musieliśmy sobie wszystko przemyśleć.
-Będę się już zbierał-podniósł się z kanapy.
-Jak chcesz możesz zostać, pokój Toby'ego jest wolny-zaproponowałam również wstając z miejsca.
-Dziękuję, ale wrócę do domu-uśmiechnął się i wsunął na nogi vansy.
-Uważaj na siebie-powiedziałam po czym objęłam go.
-Będę-odpowiedział w moje włosy.-Dziękuję za wszystko. Będę tęsknić, Mel.
-Ja też-poczułam kolejną łzę spływającą po moim policzku. Rush widząc to wytarł ją jednym ruchem.
-Do zobaczenia, Rush-uśmiechnęłam się smutno.
-Na razie, Mel.

Harry

Dochodziła piętnasta, a Mel nigdzie nie było, ani nie odbierała telefonu. Martwiłem się, cholernie się martwiłem. Gdyby nie Lou, stylistka i fryzjerka olałbym ten wywiad i pojechał do jej domu. Kobieta układała mi włosy mówiąc tylko, że na pewno zaraz przyjedzie i wszystko będzie dobrze. Te słowa jednak w ogóle mnie nie przekonywała. Coś musiało się stać. Znałem Mel i nigdy by mnie wystawiła. Wskazówki nie ubłagalnie przemieszczały się po tarczy zegara. Dochodziła 15.30, gdy teoretycznie byłem gotowy. W praktyce nie myślałem o niczym innym, tylko o Mel.
-Za kilka minut wchodzisz, gotowy?-spytała Rebecca, producentka. Odpowiedziałem skinieniem głowy, na co westchnęła.-Coś jej musiało wypaść. Nie przejmuj się. Załatwiłam innego tłumacza.
Zacisnąłem dłonie w pięści. Nie chciałem ''innego tłumacza'' i wiedziałem, że ''nic jej nie wypadło''.
-Jesteś zły, okej, ale pomyśl o fanach. Oni się martwią i chcą zapewnienia, że się trzymasz. Zrób to dla nich-powiedziała odsuwając lekko kurtynę kulis studia. Zobaczyłem przed sobą cała widownię dziewczyn ubrane w koszulki z zespołem i plakatami.
-Zrobisz to? Dla nich?
Skinąłem głową, ale tym razem pewniej. Kobieta uśmiechnęła się i nałożyła słuchawki na uszy.
Kilka minut później wychodziłem już zza kurtyny słuchając krzyków fanek. Uśmiechnąłem się i pomachałem w ich kierunku. Przywitałem się podaniem dłoni z Danny'm, prowadzącym po czym zająłem miejsce na czerwonej kanapie. Peter, bo tak miał na imię mój 'nowy' tłumacz zajął miejsce koło mnie. Spojrzałem za kulisy jednak wciąż tam nikogo nie widziałem.
-Dobrze, że z nami jesteś. Muszę przyznać, że to co się stało, to coś okropnego. Fanki, które niestety nie mogły wejść do studia kazały mi przekazać, że są z tobą. Jak się czujesz, Harry?
Chujowo. Chciałem tak odpowiedzieć, ale nawet nie wiedziałem, czy jest odpowiednik tego słowa w języku migowym. Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem na twarze fanów na widowni.
-Nie jest źle. Powoli wracam do siebie. Czując wsparcie fanów i bliskich mi osób jest o wiele łatwiej. Przy okazji chciałbym podziękować wszystkim, którzy są ze mną.
Peter powiedział dokładnie to samo na głos, aby wszyscy mogli zrozumieć. Na widowni rozległ się dźwięk oklasków.
Następną godzinę spędziłem odpowiadając na pytania i próbując nie myśleć o tym, że nie ma jej przy mnie. Co kilka minut sprawdzałem czy może przypadkiem nie stoi za kulisami, jednak jedynce co widziałem to Rebecca, która od czasu do czasu tamtędy przechodziła.
-Dziękujemy, że zgodziłeś się z nami porozmawiać. Trzymaj się i pamiętaj że one wszystkie i nie tylko są z tobą-pożegnałem się z wszystkimi, po czym opuściłem główną scenę.
Przekraczając linie kulis słyszałem głosy Rebecci, Lou i innych mówiących że wypadłem świetnie. Ignorowałem ich jednak i skierowałem się garderoby. Pchnąłem drewniane drzwi, do których była przyczepiona kartka z napisem 'Styles'. Wchodząc do pomieszczenia zobaczyłem drobną sylwetkę siedzącą na krześle. Nic jej się nie stało. Poczułem chwilową ulgę, która po kilku sekundach zamieniła się w złość.