Hej!
Przepraszam za obsuwę, ale nie miałam za dużo czasu w tym tygodniu.
Chciałabym Was zaprosić na mojego nowego bloga Lakewood Fanfiction, na którym rozdział pierwszy pojawi się po skończeniu Wordlessa (za 10 rozdziałów!). Jak na razie, jeśli macie ochotę i lubicie czytać moje wypociny zapraszam do zakładki Informowani.
Harry
Sięgnąłem po 10-kilogramowe hantle i powoli uniosłem je ku górze. Po godzinie treningu pot lał się ze mnie niczym Amazonka, ale nie przeszkadzało mi to. Uwielbiałem to uczucie zmęczenia, ale przede wszystkim satysfakcji. To prawie jak po dobrym seksie. Oczywiście nie mogłem dać z siebie wszystkiego ze względu na lekarzy, którzy zabronili mi się przemęczać. Pewnie miałbym ich gdzieś, gdyby nie to, że Mel prosiła mnie żebym uważał. Wytarłem pot białym ręcznikiem i upiłem łyk zimnej wody mineralnej. Sięgnąłem po telefon. Zero wiadomości. Nie byłem chłopakiem, który obsesyjnie jest zazdrosny o dziewczynę, ale nie odzywała się od trzech dni i trochę mi jej brakowało. Poprawka, cholernie mi jej brakowało i to mnie przerażało. Jeśli nie wymyślą żadnego sposobu żebym mógł znów mówić, pewnie wrócę do Londynu. Wciąż nie mogłem pogodzić się z myślą, że nigdy nie powiem już mamie, że ją kocham. Nigdy nie powiem fanom, ile dla mnie znaczą. Nigdy nie powiem Mel jak bardzo jest dla mnie ważna. Nigdy już nie zaśpiewam. To takie nierealne, a jednak prawdziwe. Myślałem, że pogodziłem się z tą myślą, ale wciąż wzbudzała ona we mnie gniew. Zamachnąłem się i z całej siły uderzyłem worek treningowy, który wisiał tuż przede mną. Ubrałem rękawice i walnąłem tak jeszcze z 30 razy. Gdy skończyłem tą czynność opadłem na ziemię, a w moich oczach poczułem nadchodzące łzy.
Melanie
Po kilku minutach stania w osłupieniu, niepewnie opuściłam pokój Rush'a. Jego mama krzątała się po kuchni, ale jego nigdzie nie było. Tak jak i jego taty.
-Pomóc w czymś?-spytałam, na co kobieta się uśmiechnęła.
-Kochanie, już wszystko gotowe usiądź tylko do stołu. Posłusznie wykonałam jej prośbę. Przyjrzałam się nakryciu, które było na cztery osoby.
-Rush!-pani Miller zawołała syna i kładąc gorącą lasagne na stole, zdjęła fartuch. Usiadła na przeciwko mnie. Do pokoju wszedł Rush, którego wzrok padał wyłącznie na ziemię. Zajął miejsce koło mnie i wciąż nie odrywając wzroku od talerza, nalał sobie wody. To zachowanie było naprawdę dziwne. Wiem, że sytuacja między nami jest trochę dziwna, ale coś w mojej głowie mówiło, że nie chodzi tylko o to.
-I jak? Kiedy będzie tata?-spytała mama Rush'a.
-Nie przyjdzie...Jest zajęty-rzucił chłodno.
-Oj...To nic zaczniemy bez niego-uśmiechnęła się lekko i nałożyła mi spory kawałek lasagne.
Obiad przeminął w dziwnej atmosferze. Pani Miller jak zwykle była kochana i urocza. Pytała się co u mnie, jak studia i wolontariat. Mimo tak ciepłej kobiety przede mną i pysznego jedzenia, nie mogłam skupić się na niczym innym niż dziwny humor chłopaka koło mnie.
Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Ujrzałam przed sobą pana Millera. Wyglądał inaczej niż jak go zapamiętałam. Miał kilkudniowy zarost, a jego zazwyczaj nienagannie wyprasowana koszula była cała pomięta. Mamrotał coś pod nosem, jakby był pijany, jednak z tego, co wiem był abstynentem od jakiś 10 lat. Kiedyś miał problemy z alkoholem, ale skończył z tym kiedy Rush miał 9 lat. Napotkał na mnie swoim spojrzeniem, w którym dostrzegłam tylko pustkę. Zatoczył się lekko do przodu. Spojrzałam na mamę Rush'a, która miała łzy w oczach, a potem na jej syna. Zaciskał szczękę, a w jego orzechowych oczach dostrzegłam pogardę i złość. Uformował dłonie w pięści po czym wstał od stołu i trzasnął drzwiami od swojego pokoju. Pan Miller zaśmiał się tylko i bełkocząc coś położył się na kanapę.
-Miałeś nie pić!
-Zabronisz mi?-warknął i wtedy przypomniałam sobie ważną informację. Po alkoholu był bardzo kłótliwy, a czasem nawet agresywny.
-Terapeuta ci...
-Mam na niego wyjebane. Mam wyjebane na wszystko, okej? Możesz dać mi już spokój czy może znowu mam ci pokazać kto tu rządzi?!-krzyknął, a pani Miller uciekła z płaczem do łazienki. Nie powinnam być tego świadkiem. Nie umiałam jednak ruszyć się z miejsca. To wszystko do mnie nie docierało. Od wielu lat państwo Millerowie uchodzili za najbardziej dopasowaną parę.
-A ty co się tak gapisz, lalusiu?-rzucił, po czym zaczął się zbliżać w moim kierunku.-Kim ty w ogóle jesteś? Pewnie mnie oceniasz, co? Panna idealna, ze sławnym chłopakiem, najlepsze oceny...Jaki sekret ty ukrywasz, co?
-Ale ja...-nie zdążyłam nic powiedzieć, gdyż przyłożył swoje duże, chłodne dłonie do mojej szyi. Nie trwało to jednak długo. Chwilę mi zajęło, żeby zorientować się, co się dzieję. Rush leżał na swoim ojcu i wymierzał właśnie kolejny cios w jego zakrwawioną już lekko twarz.
-Boże, Rush!-krzyknęłam, próbując odciągnąć chłopaka.-Przestań! Proszę!
Do moich oczu zaczęły napływać łzy i dopiero wtedy wstał. Jego ojciec powoli wstał.
-Ty mały gnojku! Jestem twoim ojcem!
-Już nim nie jesteś i doskonale o tym wiesz-splunął i łapiąc mnie za rękę wziął mnie do swojego pokoju.